niedziela, 27 listopada 2016

Tlen

 To mnie przerasta.

 Błagam, żeby jakiś samochód wjechał we mnie z ogromną prędkością, kiedy tylko wyjdę z domu.

 Nie mogę nic zrobić.

 Nie mogę ruszyć się z łóżka. Chowam głowę pod kołdrą. Jest mi duszno.

 Ogromny lęk ściska moją czaszkę, doprowadzając mnie do obłędu. Niepokój nie pozwala mi zamknąć oczu.

 Nie wiem, co jest gorsze - przymknąć powieki i zobaczyć tysiące przerażających wizji w sekundę, czy zachować je otwarte i czekać na łzy?

 A łzy i tak nie przyjdą.

 Wszystkie rzeczy, które muszę zrobić, krzyczą w moim chorym mózgu. Wrzeszczą, a ja nie potrafię sie od nich odpędzić. MUSZĘ TO ZAŁATWIĆ, MUSZĘ UMIEĆ, MUSZĘ PAMIĘTAĆ.

 Ale nie mogę.

 Blokada.

 Nie mogę kompletnie nic.

 Więc po prostu leżę.

 I czuję się jeszcze gorzej.

 Przychodzą wszystkie rzeczy, których kiedykolwiek się bałem. W pokoju jest ciemno. Ze wszystkich kątów wychodzą demony, wlepiają swoje wściekłe, niecierpliwie ślepia prosto w moje bezbronne, nieruchome ciało. A ja czuję, jakbym leżał na desce zawieszonej tysiące metrów nad ziemią. I te głosy. Wszyscy, którzy na mnie czekają, wszystkie obowiązki, których nie wypełniłem, wszystko, co zepsułem, wszystko, co na jutro koniecznie musi być gotowe, wrzeszczy w mojej głowie.

 Nie mogę.

 Nie mogę oddychać, ani się ruszyć.

 Szczególnie wtedy tak bardzo chcę to zakończyć.

 Ludzie, którzy chcą żyć, którzy mają cele, predyspozycje, którzy mają dla kogo żyć, którzy mają plany i są szczęśliwi zapadają na śmiertelne choroby, albo ulegają wypadkom. A ja? Mnie nie zależy na życiu. Dlaczego to nie ja właśnie umieram? Dlaczego nie zabija mnie nowotwór? Dlaczego nie siedzę w samochodzie zablokowanym na torach? Dlaczego te okropne rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom, a nie komuś, kto nie ma w sobie ani odrobiny życia?

 Nie wiem, co będzie jutro.

 Nie chcę wychodzić do ludzi.

 Nie chcę znowu ich zawieść.

 Nie chcę się jutro obudzić.

 Kiedyś podejmowałem próby, żeby moja noc i sen trwały wiecznie.

 Teraz nie mogę.

 Zbyt wiele osób mnie kontroluje.

 Każde zadrapanie na knykciu będzie zauważone.

 Ale już nie moja nieobecność.

 Już nie błądzenie wzrokiem.

 Już nie stale zajęta ostatnia kabina w szkolnej toalecie.

 Już nie słabnące wyniki.

 Już nie wzrastająca frustracja.

 A kiedy krzyk w umyśle ustaje, zostaje mi tylko pustka.

 I nic mnie niby nie obchodzi.

 Ale pustka jest chyba jeszcze gorsza.

"Pustka mnie wypełnia
Agonia jest coraz bliżej"

 Staram się ją zapełnić.

 Ból to zawsze jakieś uczucie, czyż nie?

 Zauważą.

 Nie mogę.

 Czuję, że zupełnie już sobie nie radzę.

 Nie dam rady sam.

 Oczekiwania rosną.

 A ja się rozpadam.

2 komentarze:

  1. Nie lubię się rozczulać. Nie będę.
    Ale chcę dać znak życia, że ktoś jest i na ciebie czeka. I nie pozwoli ci zniknąć.
    Chociaż nic to nie zmieni, to pamiętaj że jestem. I czekam
    Tak na marginesie, przemyślane tytuły. Musiałam się chwilę nad nimi zastanowić, ale pasują idealnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe uczucie, kiedy jesteś dla kogoś zauważalny. Kiedy ktoś, choćby jeden ktoś, widzi cię takim, jakim jesteś, i nie ucieka.
      Az robi się odrobinę ciepłej w tym przeklętym zimnym miejscu.
      A poza tym, to cieszę się, że zauważyłaś dość nieznaczne powiązania tytułów z treścią. Będą coraz mniej wyraźne, dlatego życzę powodzenia w dalszych poszukiwaniach :)

      Usuń

Zostaw coś po sobie.