niedziela, 30 grudnia 2018

Psychoza

Najgorsze co może być. Znów.

Kłamię na potęgę. Jest mi przykro. Jest mi wstyd.

Boję się siebie.

Boję się, co mogę sobie zrobić.

A boję się śmierci.

Znów przeistaczam się w kreaturę tylko podobną do człowieka. A może nawet nie.

Co. Za. Ból.

Otępienie. Pobudzenie.

Psychoza.

Gorycz

Być może błędem było czytanie starych wpisów.

Śmiać mi się chce.

"Żyletki już raczej do ręki nie wezmę".

Hahahaha!

Bardzo zabawne.

Bardzo.

Nikogo tu nie ma.

Znów odchodzę od zmysłów.

czwartek, 15 listopada 2018

Niesprawiedliwość

 Parę godzin temu wziąłem podwójną dawkę środka uspokajającego.

 Godzinę temu pociąłem swoje uda, ramiona i kostki.

 Nie czułem nic.

 Nie czuję nic.

wtorek, 13 listopada 2018

Złość/Strach

Pierwszy krok jest najwidoczniej decydujący.

 Raz wdepniesz w to gówno, a nigdy już z niego nie wyjdziesz.

 To znowu ja.

 Znowu tutaj.

 Zacznijmy już, bo znów wszystko skasuję.

 Od załamania się dzielą mnie godziny, może dni.

 Potrafię to wyczuć. Nie pomyliłem się ani razu przez te wszystkie lata.

 Wiem, że zniszczę swoje ramiona, kostki i obojczyki, może brzuch.

 Chcę tego.

 Nikt nie zobaczy.

 A tu jest jedyne miejsce, gdzie mogę się tym podzielić.

 Mam przyjaciół.

 Ale nie powiem im już nic.

 Ani słowa.

 Niemoc, obrzydzenie sobą jest za duże. Powiedziałem już dużo. Pracowałem nad tym.

 Jeszcze wyraźniej widzę niechęć.

 Nie mogę się im zwierzać. To żałosne.

 Natychmiastowa reakcja mózgu.

 Zamknij. Kurwa. Mordę.

 Mózg przekłamuje rzeczywistość.

 Prawdopodobnie wcale nie patrzą przez ułamki sekund z litością, nie przewracają oczami, ale ja to widzę.

 Nie mogę im mówić.

 Nie potrafię.

 Nigdy nie potrafiłem, a próbowałem.

 Teraz już nie.

 Najczęstsze słowo: żałosny.

 Takim się określam.

 Czekam na odpowiedni dzień. Może to będzie jutro, może pojutrze.

 Czuję zimno stali, na pamięć znam kształt.

 Było pięknie. Wakacje były piękne. Zupełnie inne od tamtych pamiętnych, rok temu.

 Mam rodzinę.

 Kocham ich nad życie.

 Życie?

 Mam koszmary.

 Koszmary, w których znów nie mam ojca, matka mnie nienawidzi, siostra zalewa się łzami.

 Mam ataki paniki.

 Już rozumiem, Mateusz. Wszystko rozumiem.

 Co za chore gówno.

 Nie przypuszczałem, że to mnie spotka.

 Ale zawsze tak sądzimy, prawda? Dopóki za dzieciaka nie dowiesz się, że tata nie wróci, chociaż rozwody były dla ciebie fikcją w telewizji. Dopóki nie zakrwawisz pościeli, chociaż tylko dziewczyny cięły się i wrzucały zdjęcia na Tumblr. Dopóki nie wyrzygasz garści leków, chociaż zabicie się nigdy nie wchodziło w grę.

 Kurwa, to był błąd.

 Chcę pozostać tym Łukaszem na zawsze.

 Zezwierzęconym stworzeniem w swojej norze.

 Powroty do zdrowia kosztują wiele, ale gdy nagle ze szczytu spadasz na samo dno, to boli.

 Nie. Da. Się. Wytrzymać.

 Nie było warto.

 Kilka dobrych chwil.

 To wszystko na nic.

 Wracam do ciemności.

 PO CHUJ TO MI BYŁO?

 JAK IDIOTA CHODZIŁEM DUMNY. "WYLECZONY". "SZCZĘŚLIWY".

 CO ZA BÓL.

 Znów umieram.

 Mam dość.

Nieskończoność

Przykro mi, że to napiszę.

Witam z powrotem.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Lekko w stronę chaosu

Cześć.

Nie, nic takiego. Przyszedłem pogadać.

Mój pogrzeb będzie skromny.

Szczerze mówiąc, szkoda.

Chciałbym piękną przemowę, wielu ludzi. Chciałbym zapamiętania.

Ale kto ma mnie pamiętać?

Będzie moja siostra. Będzie Mateusz.

To tyle.

Nie umieram, jakby co. Nie dążę już do tego.

To tylko luźne smutne przemyślenie.

Tak jak przewidziałem, urodziny to od teraz definitywnie najgorszy dzień roku.

Też szkoda. Ciepły, przyjemny drugi dzień sierpnia.

Mówiąc szczerze, bolało.

Jest jeszcze wcześnie, ale czuję zbliżającą się jesień. Kończące się wakacje.

Jedyne, czego żałuję, to fakt, że rok szkolny pożre 3/4 mojego wolnego czasu.

Tyle byłoby z powrotu do pasji.

Poza tym czuję się dobrze jeśli chodzi o początek szkoły, nawet jeśli to nowa szkoła. Właśnie to jest chyba najlepsze.

Czuję nostalgię. Z odrobiną melancholii. Dość dużą odrobiną.

To, w jaki sposób zachodzi słońce - intensywnie, bardziej pomarańczowo niż różowo. I wcześniej.

Muzyka. Jest w tym smutku coś... Nie do końca radosnego. Ale dobrego.

Sztuka.

Nostalgia.

Ostatnie dni sierpnia w tym roku przypominają film. Może teledysk.

Lubię to.

Chwilami przeżywam ciężkie załamania. Kocham kogoś. Jeśli potrafię kochać.

Nie wiem, kim jestem.

Przypinanie łatek może i jest krzywdzące, ale pomaga ludziom w coś wierzyć. Czegoś się trzymać.

Żadne łatki do mnie nie pasują.

To nie powstrzyma tego uczucia. Samo zgaśnie.

Bywam smutny.

Tym zdaniem mogę się opisywać na pierwszych spotkaniach.

Mam w sobie pożądanie i troskę, które potrzebują ujścia.

Ale nie lubię mówić: kocham.

To takie niepewne.

Bo nie mam pewności, że umiem.

Nawet nie mam za bardzo co powiedzieć. Nie ma takich słów.

Wzdycham.

To jedyny komentarz do sytuacji.

Nostalgia mnie pożera, ale ma śliczne zęby.


wtorek, 3 lipca 2018

Porządek/chaos

Cóż...

Cóż możnaby powiedzieć?

Mój umysł wyzdrowiał.

Prawdopodobnie.

Ja..

Jestem szczęśliwy.

Wow.

Aczkolwiek jeszcze bardzo splątany.

Mam rodzinę.

Mam ojca.

Wróć. Mam tatę.

I jest po prostu bardzo dobrze.

Nauczyłem się nowego patrzenia na świat.

Z dystansem, z lekką obojętnością, ale w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że wciąż jest miejsce na radość.

Ale jednak coś mnie tu sprowadza. Co?

Jest 3 lipca.

Wspomnienia wakacji tamtego roku nigdy nie zginą, niestety.

Prawdopodobnie już nigdy nie będę obchodzić urodzin.

Być może data 31 sierpnia wyryła mi się w mózgu na stałe.

Przyszedłem tu, bo pamiętam.

Boję się, że to wróci, choć wiem, że ryzyko jest znikome.

Czysty od miesięcy, już raczej żyletki do ręki nie wezmę.

Nie powtórzę prób.

A co u mnie teraz?

Nie jest idealnie.

Jestem dupkiem trochę.

Nie potrafię nawiązywać nowych znajomości.

A stare przyjaźnie?

Zredukowałem.

Nie, po prostu zepsułem, właśnie będąc dupkiem.

Mój smutek przekuł się w zgorzkniałość trochę.

Jestem wiecznie zdenerwowany. Zarówno zdenerwowany jako zły i wydzierający się na wszystkich wokół niepotrzebnie, jak i wystraszony, pod presją... Właściwie nikogo, niczego już.

Stres dwóch poprzednich lat wcale nie zanikł. W trzecim być może stał się czymś w rodzaju zespołu stresu pourazowego.

W obecnym, trzecim roku, posypało się moje zdrowie.

Moje serce nie wyrabia. Pędzi jak szalone.

Kardiolog powiedział mi, że mam nerwicę.

Ledwo się powstrzymałem od śmiechu.

Co za ironia, 16-latek z obfitszą ogólną historią chorób niż niejeden emeryt. A co  dopiero psychicznych!

A, właśnie, niech będzie: przyznaję się, mam 16 lat. Właściwie to nawet jeszcze nie.

To już chyba nie ma większego znaczenia.

Ogólnie z podwójnego-prawie-samobójcy zmieniłem się w pana NicMnieToNieObchodziSpierdalaj.

Wciąż nie znam siebie.

Wciąż przechodzę codziennie przez spektrum emocji: radość, obojętność, znudzenie, wściekłość.

Ale, dzięki niebiosom, nie ma tam rozpaczy.

Boję się, że w głowie tworzy się coś nowego, ale mam nadzieję, że to skutki uboczne powrotu do żywych.

Kształtuję się.

Zakochałem się.

I to ja się śmieję z kochliwych ludzi!

Zakochałem się w końcu w kimś wartościowym. W końcu jest pięknie, nietoksycznie, ale wciąż jednostronnie. Tego nie zmienię. Trudno.

Ponadto boję się, że to nie jest miłość bezinteresowna.

Przypomina bardziej uwielbienie superbohatera.

Nie szkodzi. Nie szkodzi.

Bo nauczyłem się szybko eliminować rzeczy, które szkodzą.

No więc jest nieperfekcyjnie, ale dobrze.

Skomplikowany, nie do końca stabilny stan, ale rany zaleczone.

Wciąż coś się zmienia, wciąż występują porażki, wciąż gdzieś jest wściekłość.

Ale jest też radość.

I jest dobrze.

I bardzo fajnie się o sobie myśli:

zdrowy,

zmieniony,

uratowany.


poniedziałek, 26 lutego 2018

Błoga niepewność

 Chyba jest zimno.

 Ale to nic, świeci słońce.

 Mam odmrożenia, ale to nic, bo śnieg tak pięknie się skrzy.

 Chyba się uśmiecham i chyba inny głos mam.

 Chyba zmienia się coś.

 Cicha rewolucja.

 Chyba coś niesamowitego.

 Boże.

 Ja chyba jestem szczęśliwy.

wtorek, 6 lutego 2018

Biały kwiat

 Najsłodsza, śliczna, malutka.

 Oczywiście, nie taka już mała. A szkoda. Niedobrze, że tak szybko rośniesz. Mam nadzieję, że Ciebie życie nie zniszczy.

 Moja droga siostrzyczko.

 Jesteś kochana.

 Jakże mógłbym o Tobie nie wspomnieć?

 Zabraniam Ci robić różnych rzeczy tylko ze względu na twoje bezpieczeństwo.

 Krzyczę na Ciebie czasem, ale to głównie dlatego, że się o Ciebie boję.

 Bardzo Cię kocham, wiesz?

 Jesteś taka dobra, nie to co ci niby dorośli ludzie.

 Wiesz o wielu rzeczach, których nie powiedziałem nikomu innemu.

 Ty nie wiesz, nie rozumiesz, nie uznajesz, że istnieją jakieś normy zachowań tak bardzo ludzkich, jak kochanie.

 Ty nie widzisz nic złego w posiadaniu brata, który zakochał się w kimś tej samej płci.

 Ty widzisz w tym coś zupełnie normalnego.

 Ty nie wiesz, jak bardzo miłe jest to, że pomagasz mi w te dni, kiedy nie mogę wstać z łóżka.

 Ty wiesz, że nie podniosę się, bo to wymagałoby ode mnie znalezienia w sobie ogromnych pokładów siły, których nie mam. Straciłem je.

 To Ty jesteś silna, księżniczko.

 Ty nie widzisz nic żenującego w przytulaniu swojego brata, bo płacze po kłótni z mamą, chociaż jest chłopakiem, a chłopaki przecież nie płaczą.

 Ty wiesz, jaki Twój brat jest słaby, ale nic sobie z tego nie robisz.

 Ty nie wiesz, jak bardzo piękne jest to, co nie raz mi rysujesz, żeby mnie pocieszyć.

 Ty nie wiesz, jak szczerą, dobrą, kochaną dziewczynką jesteś.

 Ty nie wiesz, jak bardzo dorosłe jest twoje zachowanie.

 Ty nie wiesz, że utrzymujesz brata przy życiu, bo w każdej chwili, kiedy on jest bardzo blisko końca, myśli o Tobie i o tym, jak byłoby Ci smutno. On wie, że tylko Ty szczerze byś za nim tęskniła.

 Ty wiesz o mnie tak wiele.

 Nie potrafiłbym tylko Ci powiedzieć, że te wszystkie rany na rękach, które czasem widzisz i przyklejasz mi na nie plasterki z żyrafą, nie są tym, czym myślisz.

 A Ty pstrykasz palcami w ucho tego biednego kota za karę, że niby mnie podrapał.

 Ja każę Ci przestać, ale nie mówię dlaczego.

 Nie mam serca.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Liście

 Lista rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć:

 1. Przepraszam, że nie potrafię pomóc.

 2. Przykro mi.

 3. Nie potrafię wczuć się w to, co przeżywasz, dlatego nie umiem udzielić ci rady. Kiepski ze mnie przyjaciel.

 4. Mam do ciebie żal.

 5. Źle mi z tym, że nie rozmawiamy na poważnie.

 6. Okłamuję cię, ale zdaje mi się, że prawda nie będzie cię obchodzić.

 7. Zależy mi na nim. Zakochałem się. Przykro mi, że w to nie wierzysz.

 8. Okaleczam się od wielu miesięcy. Tak, znowu. Nie, nie przestałem po akcji z mamą. Nie, to nie był kot.

 9. Próbowałem się zabić, nie wystarczyło mi odwagi. Ale tak, wmówiłem sobie, że chcę popełnić samobójstwo. Jasne.

 10. Nie lubię gadać z tobą przez telefon.

 11. Wciąż nie jest z tobą dobrze, wiesz?

 12. Zbyt często rzeczy niewarte uwagi pochłaniają twój czas.

 13. Kochasz same suki.

  Powiało hipokryzją.

 14. Jest mi źle.

 15. Dzięki tobie nie mówię już właściwie wcale. Uczę się chować w sobie absolutnie wszystko, żeby nie zawracać ci dupy. To już nie jest tak jak kiedyś, że wspomnę coś raz na miesiąc. Nie mówię nic.

 16. Chciałbym, żebyś się zainteresował kilkoma faktami, których nie można przeoczyć.

 17. Masz mnie głęboko gdzieś. Tak to odczuwam.

 18. Boli mnie to, że jesteśmy tak daleko.

 19. Boli mnie to, że mówisz cały czas o tych lepszych, fajniejszych.

 I ostateczne jebnięcie hipokryzji:

 20. Jesteś egoistą.

 Ja jestem egoistą.

 Ja chcę uwagi.

 Ja jestem samolubny.

 Ja mam ci za złe, że masz swoje życie.

 Żenada.

Urok

 Lista rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć:

 1. Nienawidzę, kiedy o mnie zapominasz.

 2. Uwielbiam twoje włosy.

 3. Chcę, żebyś mnie całował. Bez końca.

niedziela, 21 stycznia 2018

Pomyłka

 I to był błąd, że zaufałem tym, co są przez chwilę, a potem odchodzą.

 Popełniłem błąd wierząc, że będzie w porządku.

 Na piątek przypadał termin już dawno ustalony.

 I zamiast stać na krześle, stałem pośrodku tłumu ludzi.

 I jednak krawat miałem na szyi.

 Nie wmówisz mi, że nie próbowałem się ratować.

 Ale wiesz co?

 Żałuję.

 No i jeszcze on.

 To nie pierwszy raz, kiedy znaleźliśmy się obok siebie pijani, a on mnie całował.

 Potem wyszedłem, zostawiając za sobą kolorowe światła i zbyt głośną muzykę.

 Z tamtego dnia zostanie mi kilka zdjęć i poczucie niezadowolenia.

 Totalny bezsens.

 Cóż było robić?

 W końcu ulec pokusie z czystym sumieniem i bez strachu.

 Po niemal miesiącu życia w przymusowej, względnej czystości, widok krwi jest wyniszczająco komfortowy.

 I po co? Po co to?

 Brakło już celu.

 Byle do świąt, byle do wiosny, byle do...

 Byle do czego?

 Nie chcę tak.

 Ciężko mi.

 Czuję się jakby głazy przygniatały moje płuca.

 I nie chcę papierosa, i nie chcę kawy.

 Bez Ciebie, przyjacielu, źle mi jest.

 Ale czy ty jeszcze we mnie widzisz przyjaciela?

 Cicho puszczane jazzowe kawałki i deszcz ze śniegiem. To byłoby na tyle.

 Mógłbym powiedzieć, że radzę sobie ze samotnością, ale byłaby to nieprawda.

 Przecież i tak kłamię, co mi szkodzi?

 I oglądam te zdjęcia, ale kończę na trzecim, bo nie mogę na siebie patrzeć.

 Oni za to po prostu się nade mną litują.

 Po co?

 Już się nie spotkamy.

 Przeklinać mi się nie chce.

 Nic nie chcę.

 Nie mam ochoty na takie rozmowy.

 Odejdź.

 Odejdź, jeśli nie chcesz być szczery, przyjacielu.

 Odejdźcie.

 Głupi jestem.

 Od dawna was tu nie ma.

 Aj...

środa, 10 stycznia 2018

Obrzydliwości

Tak.

 Jestem toksyną.

 A tutaj wylewam z siebie wszystko, co trujące.

 Jestem toksycznym śmieciem.

 A to moje wysypisko.

niedziela, 7 stycznia 2018

Burza

 Trudno mi odpowiadać na jakiekolwiek pytania, ponieważ moje uczucia są skomplikowane i przeplatają się nieustannie.

 Jestem jak trudny do rozwiązania, zaciśnięty supeł z wielu lin.

 Jestem w konflikcie ze wszystkimi. Powoduje to złość i przytłaczającą samotność.

 Jestem w konflikcie z samym sobą.

wtorek, 2 stycznia 2018

Świadomość

Jestem sam.

Otępienie

 Miałem plany, żeby znów napisać post w ostatnich godzinach starego roku, ale miałem znaczne problemy z trafianiem z odpowiednie klawisze, więc dałem sobie spokój.

 Okropnie było.

 W porządku. Zróbmy to tak, jak ostatnio. 

 To był zły rok.

 Ale bądźmy poważni.

 To nie rok był zły.

 To życie jest złe.

 Nic się magicznie nie zmieni po przeskoczeniu daty w kalendarzu.

 Mimo wszystko idźmy dalej. Po kolei.

 Styczeń.

 Zdaje się, że było źle. Ciężko chorowałem. Zdaje się, że miałem wyrzuty sumienia, że rozbijam rodzinę, którą przez tyle miesięcy starałem się ratować, wyrzekając się raz po raz swojego szczęścia. Zdaje się, że niewiele wtedy rozmawiałem.

 Luty.

 Być może najlepszy miesiąc. W przeciwieństwie do poprzedniego, tym razem byłem naprawdę szczęśliwy, bo rodzina była kompletna przez te kilka dni, po raz pierwszy od cholernie dawna. Do mojego umysłu wkradła się nadzieja i coś niesamowitego: całkiem pozytywne nastawienie do życia.

 Marzec.

 Nie pamiętam zbyt wiele. Było podobnie jak w lutym. Dobrze. Przeciętnie. W porządku.

 Kwiecień.

  Najpierw kontynuacja sielanki, ponownie spotkanie z tatą. Szczęście. Dużo szczęścia. Obietnice, które potem zresztą się spełniły. Pożegnanie bez smutku.

 A potem..

 Ogromna nienawiść.

 Do otoczenia, do ludzi, a największa do samego siebie.

 Pierwszy w życiu atak paniki.

 Pierwsze załamanie i linie na ramionach.

 Maj.

 Początek apokalipsy.

 Ogromny ból. Oddalenie od znajomych i jedynego prawdziwego przyjaciela, które potem było coraz większe.

 Blizny wylewające się spod krótkiego rękawa.

 Bardzo złe myśli.

 Potem ciężka obojętność.

 "Boże, tato, jak super znów cię widzieć".

 Znów poczucie, że mam rodzinę.

 Ale nie do końca potrafiłem odczuwać radość.

 Alkohol.

 Ostateczne pożegnanie ze starą miłością. Bolało tylko chwilę. Przynajmniej w tej kwestii jestem czysty.

 Alkohol. Alkohol. Alkohol.

 Melancholia rozpoczynającego się lata.

 Czerwiec.

 Chyba nic szczególnego. Też nie pamiętam wiele, więc zapewne nie stało się nic ważnego. Może było odrobinę lepiej.

 Lipiec.

 Cholernie ciężkie jazdy.

 Nieprzespane noce, jedna za drugą.

 Rany.

 Wciąż nie najgorsze.

 Potem inaczej: 20 godzin snu, głodówki.

 Załamanie.

 Bardzo realne plany.

 Rozpacz i rozdarcie.

 Pierwsze próby szukania pomocy.

 Pamiętam, jak Mateusz poprosił mnie raz, żebym pojechał z nim do psychologa, bo jego rodzice byli zajęci. Mógł tam iść sam, ale to był jeszcze ten okres, w którym bał się wychodzić sam z domu.

 Pojechałem.

 Bardzo rzadko bywam zazdrosny, ale kiedy on wchodził do gabinetu, ja siedziałem w poczekalni i myślałem o tym, czy gdybym wyskoczył z okna na końcu korytarza, to czy zginąłbym na miejscu.

 Byłem tak blisko, a jednocześnie tak daleko kogoś, kto mógłby mi pomóc, że niemal doprowadziło mnie to do łez.

 Zacząłem pisać podczas bezsennych nocy na forach, grupach, gdziekolwiek się dało.

 W końcu trafiłem na kontakt do profesjonalistów i natychmiast napisałem maila.

 Chciałem, żeby to już się skończyło.

 Pierwsza odpowiedź dała mi odrobinę ulgi, bo ktoś się mną zainteresował. Ktoś kogo kompletnie nie znałem i było mi łatwo opowiedzieć mu o tym, co się dzieje. Poprosił o więcej szczegółów. Napisałem kolejny raz.

 I czekałem, czekałem, czekałem.

 W międzyczasie był po prostu wielki ból.

 Sierpień.

 Na urodziny dostałem kilka nieszczerych życzeń, a osoby, na których mi zależało, w większości zapomniały.

 Na urodziny dostałem odpowiedź na maila, która była już zlewcza i proponowała rozwiązania, o których pisałem, że nie będą odpowiednie z wielu przyczyn.

 Na urodziny pozwoliłem sobie zapłakać.

 Na urodziny pozwoliłem sobie uczynić postanowienie, że przestanę je obchodzić.

 W kolejnych dniach sierpnia próbowałem odnowić dobre relacje z Mateuszem.

 Skutek był odwrotny.

 W ostatnich dniach sierpnia postanowiłem umrzeć.

 Rozdałem wiele niepotrzebnych od dawna rzeczy i w rozmowy wplatałem pożegnania.

 W ostatnich godzinach sierpnia próbowałem umrzeć.

 Ponownie tchórzostwo zwyciężyło.

 Brawa.

 Wrzesień.

 Uczucie osamotnienia i zagubienia pogłębiło się do granic możliwości.

 Nie rozmawiałem z nikim.

 Drugi atak paniki.

 Powoli robiło się zimno, więc powoli rany robiły się coraz większe.

 Październik.

 Trochę problemów w szkole.

 Pogorszenie się relacji z mamą.

 Dużo krzyku z jej strony.

 Dużo łez z mojej.

 Jestem ciotą.

 Odkrycie przyjemnego faktu, że jestem niechcianym dzieckiem.

 W ostatnich dniach października początek apogeum okaleczenia.

 Listopad.

 Naprawdę źle wyglądały moje ręce.

 Ale ukrywanie miałem opanowane do perfekcji.

 Zresztą nie trzeba było się ukrywać.

 Któregoś dnia zapomniałem się i nie miałem przy sobie ani plastrów, ani bandaży i musiałem ćwiczyć na wfie bez żadnego kamuflażu.

 Nie zwróciło to niczyjej uwagi.

 Dobrze.

 Grudzień.

 Mam rodzinę. Na zawsze.

 Cholera, znowu mam rodzinę.

 Dlaczego więc, do ciężkiej kurwy, nie mogę się z tego cieszyć?

 W grudniu wielu dobrych znajomych zrobiło mi różne świństwa. Został mi już tylko i wyłącznie Mateusz.

 Z którym i tak naprawdę bardzo się oddaliliśmy.

 A potem...

 Jak skopać leżącego: pocałuj kogoś, kogo nie kochasz, następnie daj mu jeszcze trochę znaków i nadziei, a kilka dni później opowiadaj mu, jak ostatnio wyszedłeś ze swoją dziewczyną.

 Dziękuję, kochany.

 Dziękuję za zniszczenie mnie doszczętnie.

 Święta były nijakie. Nie odczułem ich.

 Sylwester - jeden z najgorszych w życiu.

 W 2018 rok wszedłem kompletnie pijany, możliwe, że zaryczany, bez nikogo obok.

 W 2018 rok wszedłem bez nikogo bliskiego, z rozkruszonym sercem, bez przyjaciela, który został mi już tylko jeden.

 W 2018 rok wszedłem jako przegrany.

 Cóż pozostaje mi powiedzieć?

 Szczęśliwego nowego roku!