wtorek, 31 grudnia 2019

Myśl

To smutne, że na dźwięk słowa "mama" do mojej głowy jako pierwsze nie przychodzą pozytywne skojarzenia.

Wierzę, że kiedyś będę w stanie zrozumieć, wybaczyć, ukochać ją w stu procentach.

Ale żeby to się stało, ona musi mnie zrozumieć, wybaczyć, ukochać w stu procentach.

Myślę, że to zajmie trochę czasu.

niedziela, 29 grudnia 2019

środa, 18 grudnia 2019

Nienaturalnie

Nie przekazałem tego ostanio tak, jak chciałem.

Może już nie umiem wcale się wyrazić.

Więc czy jest jeszcze sens tu pisać? Do tej pustki?

Nie wiem. Nic z tym nie zrobię. Czasem potrzebuję tu przyjść.

Mam głupi stan.

Kupiłem bilet na koncert Rojka, ale nie wiem czy pójdę.

Dzisiejsze myśli samobójcze są dziwne.

Bo wszystko w porządku.

Zero rozpaczy.

Po prostu dziwnie mi tu. Niewygodnie.

Głupio mi się żyje.

Zawsze będę taki sam.

Dziwnie samotnie mi. Brak zrozumienia.

Przecież jesteśmy wszyscy inni. Nigdy nie damy rady się zrozumieć. Trzebaby zamienić się umysłami.

Nikt nikogo nie obchodzi.

Wszyscy mają odrębne światy.

Tak to działa. Nie czuję się z tego powodu rozdarty, zrozpaczony, załamany.

Po prostu nie czuję się prawdziwie.

Jeszcze parę tygodni temu moim głównym zajęciem było myślenie. Czułem się odrębny, badałem wnętrze. Czułem swój świat, czułem sens. Poznawałem siebie.

Teraz czuję jakbym był nieprawdziwy. Mój świat gdzieś uciekł. Ja uciekam w wielki świat. Wszechświat. Tu nie ma odrębności. Zlewam się.

Tak mam. Mówię na to zoom-in i zoom-out.

To się dzieje przy najprostszych czynnościach. Bardzo rzadko jestem tu i teraz. Zawsze gdzieś zoomuję: do siebie, do wnętrza, rozwiązuję zagadki przeszłości i systemy własnego postępowania albo podróżuję gdzieś w myślach, na zewnątrz, buduję dom na Syberii albo w Kalifornii.

Piąty dzień leżę prawie bez ruchu. Zoomuję na zewnątrz, bo czuję, że wewnątrz nic nie ma.

Tracę kontakt ze sobą.

Głupio mi.

Czuję się robakiem.

Nic nie znaczę. Zgubiłem dziś mój świat, a na wszechświecie nie znaczę nic.

I nie jest mi smutno.

Jest mi dziwnie. Bylejako.

Nie wiem, czy będę żyć. Zastanowię się.

niedziela, 15 grudnia 2019

Fiolet

Czasami jestem tak zaplątany w sobie, że czuję niemoc, niemożność pisania. To zbyt skomplikowane.

Zazwyczaj gdy tu jestem, to czuję coś mocno, dokładnie, przejrzyście. Tym razem czuję za dużo. Nie wiem jak zacząć.

Może to jednak pomóc mi się rozplątać.

Znowu widywałem rzeczy, których nie widzą inni.

Chyba już wiem czemu.

Ostatnim razem kiedy tak było, byłem w stanie wielkiego napięcia. 

Teraz też tak jest. Właściwie było.

Teraz napięcie było związanie z nim.

To rollercoaster.

Silny zachwyt i brak tematów w jednym.

Romantyczność i chłód.

Bliskość i obcość.

Związek nie jest tylko całowaniem i trzymaniem za rękę. To jest też wsparcie, którego ja nie potrafię dać.

To jest rozmowa. Nie potrafię rozmawiać.

To jest czułość, pocieszenie. Nie umiem.

To działo się zbyt szybko.

Zjebałem.

Raz dałem mu pokaz tego, co się ze mną regularnie dzieje od lat.

Nie lubię tego. Nienawidzę.

To jest faza szczytowa z gwałtownym spadkiem w pakiecie.

W samym grudniu były aż dwie.

Mania, miłość, podbój świata. Przyjaciele. Przyjaciele. Potem są turbulencje. Przyjaciele to chuje. Jest śmiech. Jest złośliwy śmiech. Jest ironia. Jest okropne oblicze.

A potem uświadomienie.

Ja jestem chujem.

I spadek.

Bolesny, gwałtowny, krwawy spadek z dużej wysokości.

I tym razem on był świadkiem rozgrywania się całej tej długiej sceny, od chwili gdzie wszystko było w najlepszym porządku, najlepszym jaki może być, aż do chwili, kiedy zniknąłem. 

Zawsze potem znikam.

Mateusz już przestał zwracać uwagę. Już się nie przejmuje od dawna.

Ale teraz Mateusz nie wiedział, nie widział. Widział on.

On się martwił. On widział to po raz pierwszy.

Potem oczywiście pociąłem się jak zwykle, teraz w końcu w miarę porządnie. Blizny zostaną na dość długo. Przy dotyku wciąż bolą.

On tego nie zobaczy. Tego nie zobaczy nikt. Bardzo dobrze.

On za to ma cholerne diagnozy, i ja mu nie pomagam.

Ja go zamartwiłem jeszcze gorzej.

Niczego tak nie żałuję jak tego, że on to widział.

Słuchał mojego wywodu. Wielkiej cholernej improwizacji.

Na końcu też jest porażka.

I było z nami różnie, ale tym zjebałem sprawę. Popsułem to. Wkroczyliśmy na ewidentnie złą ścieżkę.

Powiedział mi, że muszę rozmawiać. Że nie dam rady, do terapii kawał czasu. Mam rozmawiać.

No nie. Nie da się. 

Nie potrafię.

Już powiedziałem za dużo i żałuję piekielnie.

I wiecie co wymyślił ten człowiek?

Posiedzenie z Mateuszem w trójkę. Miałem mówić. Miałem mówić wszystko, co było przez ostatnie miesiące przemilczane.

On jest za dobry.

No i doszło do spotkania. Siedzieliśmy trochę przy piwie, Mateusz próbował chyba sprawić wrażenie, że coś go obchodzę. Parę razy zapytał, czy zacznę w końcu mówić. Alek patrzył na mnie. Chciał, żebym się otworzył.

Ja jestem zamknięty na tysiąc kłódek.

Poszedłem do domu.

Rozjebałem tym wszystko.

"Jak chciałeś stworzyć relację, jeśli nie chcesz rozmawiać?"

Nie wiem. Nie wiem.

Nie wiem co czuję. Ty przyznałeś, że też nie wiesz do końca.

Nie było dobrych wyjść.

Nie potrafię próbować dalej. Nie mogę zmuszać się do robienia z tego czegoś więcej zanim w ogóle zbudujemy porządną przyjaźń.

Moja wina.

Wszystko jest moją winą.

Od początku prowadziłem to źle.

Każde moje posunięcie było złe i każde wyjście wczoraj było złe.

Zdecydowałem się na krok w tył.

Sprawiłem ci przykrość. Wiem.

Bo ja tylko zawodzę. Tylko krzywdzić umiem.

Cokolwiek jednak bym zrobił, byłoby ci przykro. 

Nie wyobrażam sobie moich dalszych nieudanych prób bycia normalnym i twojego bólu w oczach.

Zawodzę na każdej płaszczyźnie.

Wszystko było złe.

Może i to był egoizm. Krok w tył dał mi odrobinę luzu. Odetchnąłem. Zwolniłem. 

Chciałem cię uszczęśliwić, wyszło odwrotnie.

Wiem, że chciałeś wręcz przyspieszyć. Ja nie mogę. 

Myślę, że po prostu się nie nadaję.

Nie mogę żyć w relacjach. Jakichkolwiek. Moje wszystkie przyjaźnie są teraz gówno warte. Wszystko niszczę.

Wszystko się spłyca.

Powinienem żyć pod kamieniem.

Wróciły mi myśli samobójcze. Na razie tylko trzymałem te tabletki w garści. I tak by nie wystarczyło.

Chciałem tylko poczuć kontrolę. Mieć chwilowe chociaż wrażenie, że mam w ręce narzędzie kontroli.

Kiedyś nie chciałem żyć. Teraz myślałem o zabiciu się, bo życie skomplikowało się i czułem brak bezpieczeństwa, brak kontroli. W śmierci widziałem jedyne wyjście, chociaż umierać nie chcę.

Tak mam raz na parę dni. Ale to nic. Naprawdę nie jest to najgorszy stan, w jakim mogę być.

Zabawne. 

Nie przejmuję się planowaniem samobójstwa.

Nie wiem, co teraz będzie. 

Było ci przykro, ale chcesz się przyjaźnić. Widziałem, że masz nadzieję.

Będziemy iść teraz powoli. 

Brzydzę się sobą, że ci to zrobiłem.

Ale nie potrafię.

Nie potrafię nic.

I jestem egoistą.

Może i dałbym radę, gdybym się przełamał.

Tylko przysięgam, że te łańcuchy ciężko przełamać. Bardzo ciężko.

Teraz czuję, że napięcie powoli ze mnie schodzi. 

Może to coś da.

Może włożyłem na siebie zbyt dużą presję.

Tak właśnie sądzę.

Co nie znaczy, że nie jestem świnią.

Jestem cholernym chujem.

Zastanowię się jeszcze nad tymi tabletkami.

Byłoby prościej nam wszystkim. Tylko pierwszy tydzień byłby ciężki.

Potem nie byłoby się już o co martwić.

Nie zrobię tego.

Doskonale wiem.

Tchórz.

Żałosny, żenujący tchórz.

I tak w pętli.

Nie wiem, jak to zakończyć.

Dziś puenty brak.

Brak zakończenia.

Bo ja się tak czuję. Niezakończony.

Trzeba mi czekać kolejnych dni.

niedziela, 1 grudnia 2019

Rozdarcie

Moi przyjaciele mnie nienawidzą.

Nie powinienem już nazywać ich przyjaciółmi. Nie zasługuję.

Przecież też ich nienawidzę.

Jestem strasznym skurwysynem.

Nienawidzę tych, których kocham.

Krzywdzę wszystkich dookoła.

A nie chcę.

Ja ich kocham.

Jestem, kurwa, nieznośny.

Niszczę wszystko.

I nic z tego nie będzie.

Kocham trzymać cię za rękę.

Kocham twój uśmiech.

Chciałbym móc powiedzieć, że cię kocham.

Ale nie wiem, czy to prawda.

Siebie nie kocham.

Czy ja potrafię kochać?

Potrafię niszczyć.

Potrafię tylko niszczyć.

Nie da się ze mną wytrzymać. Ja wiem.

Też nie wytrzymuję.

Tnę się. Codziennie.

Mam ochotę uciekać.

Uciekać, żeby was już nie krzywdzić.

Nie widzę wyjść.

Wiesz, gdzie jest wyjście.

Znowu.

Znowu się zaczyna.

Znowu wracamy do tego samego punktu.

Już tu byłem.

Już stałem nad przepaścią.

I znowu chcę skoczyć.

niedziela, 17 listopada 2019

Skrzyżowanie

Boję się, że to zepsuję.

Jestem emocjonalną cegłą.

Nikt nigdy nie okazywał mi uczuć, mój dom był bez uczuć, moje wychowanie było bez uczuć.

Ja jestem niezdolny do okazywania uczuć.

Boję się, że oboje będziemy smutni.

Mam dziesiątki marzeń, setki nadziej, miliard obaw.

Z tego może wyjść coś dobrego.

Myślę, że on mnie czegoś nauczy.

On może nauczyć mnie emocji.

Rewolucja

Ktoś wyznał mi miłość.

piątek, 4 października 2019

Troski

Moje życie jest teraz dziwne.

Jest... spokojne. Jest uporządkowane.

Nie czuję rozpaczy.

Czuję jednak brak czegoś.

Bardzo mi czegoś w życiu brakuje. Jeszcze nie odkryłem czego.

Może ludzi. Może nowych ludzi, może starych ludzi. Może po prostu ludzi. Ale wartościowych.

Naprawdę często nie mam już się do kogo odezwać.

Prowadzę za to niezliczone monologi z samym sobą.

Bardzo dużo myślę.

To moje główne zajęcie właściwie.

Jestem bardzo daleko myślami, jestem zawsze głęboko w środku umysłu.

Potrafię się skupić, ale nawet wtedy nie jestem absolutnie, totalnie "tu i teraz".

Czasami marzę.

No i brakuje mi czegoś wciąż.

Bywam sfrustrowany.

Jestem sfrustrowany moim otoczeniem, ciałem, sobą.

Jestem na dziwnym etapie życia.

Jest... podejrzanie.

Cały czas czuję, że coś jest nie tak.

Nie jest najgorzej. Nawet nie jest jakoś szczególnie źle.

Ale i tak wiem, że za dzień lub dwa będę się ciąć.

To ten brak.

Próbuję jakoś zapełnić pustkę.

Co ją zapełni? Kto?

Muszę chyba spotkać się z kimś. Muszę chyba odbyć rozmowy z pewnymi ludźmi.

Chcę wiedzieć, na czym stoję.

Próbuję sobie radzić. Próbuję siebie odkryć.


piątek, 20 września 2019

Opustoszenie

Czuję narastającą samotność.

Przeszkadza mi tylko czasami.

Czuję się nieraz zupełnie samotny na świecie.

Mówią, że człowiek nie jest samotną wyspą. Ciężko się zgodzić.

Tracę tych bardzo niewielu, którzy zostali z tamtych niewielu.

Słusznie.

Nie ufam ludziom. Nie ufam samemu sobie.

Nie po tamtej nocy.

Może po prostu nie po tym życiu.

Generalnie nie czuję się najgorzej. Nie jest tak źle jak wiem, że może być.

Po prostu odnoszę dużo porażek. Myślę za dużo w nocy.

Myślę za dużo o sobie, zbyt źle i zbyt późno w nocy.

Wiem na pewno tylko tyle, że już się nie otworzę przed ludźmi, których kocham. Na pewno tym ostatnim z ostatnich nic nie powiem, przyspieszyłoby to tylko ich odejście. Po prostu nie powiem nic, nawet jednego słowa. Już ani jednego słowa.

Nie chcę.

Nienawidzę tych, których kocham. Przez większość czasu naprawdę ich nie znoszę. To jest chyba mój główny problem. Jeden z główniejszych.

Staram się żyć normalnie.

Funkcjonuję.

Nie tnę się często.

Żyję na niskich ustawieniach.

Staram się naprawdę mocno. Raz na jakiś czas po prostu tracę siłę.

Trzeci dzień nie wychodzę z łóżka. Nie rozmawiam praktycznie z nikim.

Idzie jesień.

niedziela, 1 września 2019

Bandaże

Sumienie nie odpuszcza.

Czuję nieprzerwanie ścisk w gardle i boli mnie piętno tamtej nocy na skórze.

Nie wiem.

Za bardzo się przejmuję podobno. Podobno jest okej.

Obawiam się jednak, że to nas wszystkich zniszczy.

Boli mnie brzuch na myśl o spotkaniu. Obawiam się rozmów.

Dlaczego?

Nie wiem.

Nostalgia też mocno bije mnie po głowie.

Wracam do szkoły. Może wrócę do żywych.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Upadek

Stało się to, co miało się stać.

Alkohol zrobił ze mnie zwierzę.

Nigdy nie byłem tak pijany, ale coś tam pamiętam.

Pamiętam ten dziwny zapach sztucznych ogni.

Pamiętam jej rękę w moich spodniach.

Pamiętam jej dziewczynę. Też nie była święta.

Ale dziś czuję się jak dziwka. To uczucie nigdy nie było tak intensywne.

Nie rzygałem, a szkoda.

Czuję, jakby moje ciało chciało się wywrócić na lewą stronę.

Wstyd.

czwartek, 15 sierpnia 2019

Poziom

Nie wiedziałem, że mrok ma tyle poziomów.

Mrok ma różne oblicza, objawia się na różne sposoby.

Jestem teraz w miejscu, w którym jeszcze nigdy nie byłem.

Jest dziwnie. Jest inaczej. Nie jest lepiej.

niedziela, 7 lipca 2019

Prześwit

A może gdybym miał miłość, byłoby inaczej.

Może nie pędziłbym z motyką na słońce. Może nie śniłbym o oceanie, nie miał celu w oddali.

Ja mam, do cholery, jeszcze wiele lat przed sobą.

Już chcę być najlepszy. Już widzę siebie w blasku.

Dlaczego tak naciskam?

A to, co siedzi w mojej głowie, nie ułatwia sprawy.

Codziennie przechodzę przez to samo spektrum odczuć: wielkie ambicje, myśli o marzeniach zostają zdeptane przez uczucie bycia niewystarczającym, bo do niczego się nie nadaję według czegoś w moim umyśle.

I trwam w bezruchu. Niezdrowym, bo to te myśli, czarne jak smoła, mnie hamują.

Uświadomiłem sobie wczoraj, że gdybym od lat nie miał dni, w których leżałem zaryczany, zamiast uczyć się, nawet do beznadziejnych przedmiotów, albo gdybym rozwijał wtedy swoje umiejętności, w których już widzę przyszłość, a z własnej winy jestem teraz w nich zacofany, mogłoby być inaczej.

To, co za oceanem, byłoby osiągalne. Ba, to jest wciąż osiągalne. Niesamowicie ryzykowne, pracochłonne, ale być może osiągalne.

Ale, mówię szczerze - bałbym się.

Dlaczego bym się bał? Przecież są, są nawet w pobliżu genialne dzieci, które dotknęły nieba. Dlaczego nie być jednym z tych uwielbianych młodych geniuszy?

Brzmi okropnie, ale tak byłem wychowany - do bycia dumą. Byłem małym geniuszem, ale życie się skomplikowało. Zostałem w przekonaniu, że mam być świetny, ale przy tym porzucono mnie bez pomocy. Trudniej było być idealnym. W końcu poddałem się i nikt nie powiedział, że to w porządku być dobrym, nie bardzo dobrym.

Więc mam bałagan w głowie.

Bo wciąż nienawidzę się za ten czas, gdy leżałem bez sił i nie walczyłem o idealność. Wczoraj uświadomiłem sobie, że chciałbym cofnąć czas. I walczyć, i być na podium, i dostawać listy gratulacyjne.

Wtedy nie wiedziałem, że po klasie pierwszej liceum przyśni mi się iście amerykański sen, olśnienie, plan na życie, istne marzenie.

Teraz jest za późno. Nie posmakuję życia na kampusie. Ale spokojnie, to tylko część wielkiego planu. Plan awaryjny jest do wykonania tutaj, na miejscu. Wystarczy teraz ostro harować na swoje imię. Teraz, natychmiast, bez wytchnienia.

Bez przemyślenia?

Dziś znowu się zawiesiłem. Nie zahamowały mnie jednak złe myśli. Może w końcu odezwał się rozsądek.

Dlaczego teraz, natychmiast, bez wytchnienia, bez przemyślenia?

Mam tylko naście lat.

W małej głowie wielkie chęci.

Mam tam też bałagan.

I to powinno być priorytetem: dlaczego, do cholery, upatruję celu za wielką wodą, gdy mam morze myśli do przepłynięcia w głowie?

Najpierw trzeba tam zrobić porządek.

Mówią, że zegar tyka. To prawda, ale nie chcę umrzeć w panice, realizując się chaotycznie wypluwanymi przejawami nieuporządkowanej weny.

To nie byłbym ja. Wcale nie byłbym spełniony.

Nie od razu Rzym zbudowano.

Powinienem pamiętać o tym już zawsze.

Mam tyle do przekazania. To wymaga czasu.

Też będę budować swój świat. Z jakiegoś powodu myślałem, że ten proces można zacząć z samym szkicem i ukończyć w parę miesięcy.

Nie. Parę miesięcy zajmie sam koncept.

I dobrze. Niech tak będzie.

Muszę się po prostu w końcu uspokoić.

I tak sobie myślę, wracając, że to może o miłość chodzi.

Nie mam jej.

A kto wie, czy gdybym miał miłość, to może nawet nie czułbym potrzeby ruszać się z mojej wsi.

Może czas płynąłby wolniej.

Może byłoby inaczej.

W swojej samotności i smutku chcę stworzyć sobie życie jak ze snu. Rozpaczliwie do tego dążę.

To nie jest wcale dobre.

Trzeba mi trochę zwolnić.

To nic złego.

czwartek, 27 czerwca 2019

Żal

Nie myślę. Potem o swojej głupocie myślę za dużo.

Wstyd mi. Jestem obrzydliwy.

Do strasznej ruiny się doprowadzam.

Nie chcę taki być.

Jak wyrwać się z tego cholernego koła?

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Upodlenie

Wróciły palpitacje.

Dziwne sny, schizy - wciąż.

Drżą mi dłonie.

Robię z siebie potwora.

Piję. Piję w weekendy i w tygodniu.

Piję wieczorem. Piję przed wyjściem do szkoły.

Łyk wódki na zachętę. Może dwa. Może pięć. I na lekcje.

Jezu, jak mi wstyd.

Jak mi źle.

Najgorsze chyba jest to, że alkohol wyniszczył pół mojej rodziny.

Będę następny?

Boże, będę następny.

Nie mogę już. Chce mi się płakać.

Nie mam nikogo, nie mam nikogo.

Nic dziwnego.

Śmierć chodzi za mną.

środa, 29 maja 2019

Kolory

Dużo piję. 

Wytchnienie.

Najbardziej zawodzę siebie samego.

Przyjaciół nie mam. Tylko ten alkohol najróżniejszy.

Nienawidzę wszystkich, których kocham.

Jestem zepsuty.

poniedziałek, 20 maja 2019

Lunatykowanie

Nienawiść.

Zmęczenie.

Halucynacje?

Opuszczenie.

Ciężko mi się wyrazić.

Bardzo wyprany jestem z sił.

Jeśli przeżyję do końca maja...

Niech się to już skończy.

Rozpaczliwie i z utęsknieniem wypatruję spokojniejszych czasów. Już niedługo.

Trzeba mi wytrwać, a to trudne. Niesamowicie trudne.

niedziela, 5 maja 2019

Wstrząsy

 Leki przeciwbólowe przestały być środkami zażywanymi doraźnie.

 Biorę je każdego wieczoru.

 Nie wiem, co się dzieje.

 Kolejne przewidzenia. Cienie.

 Ból głowy. Stale. Zawsze przed snem.

 Nie wiem.

piątek, 3 maja 2019

Przerzuty

 Gorzej ze mną.

 Z rzadka zdarzają się przewidzenia. Książka przesuwa się w moją stronę po stole. Czarny, nieistniejący kot przebiega pod latarnią.

 Dużo częściej omamy słuchowe. Codziennie właściwie. Słyszę melodię dzwonka telefonu, zazwyczaj jednak budzika. Za pierwszym razem było to tak uporczywe, że nie wierzyłem, że inni tego nie słyszą. Sprawdzałem telefony, grzebałem w torebce mamy, wyłączyłem radio. Wciąż słyszałem piosenkę gdzieś za sobą. Tylko ja.

Czasami jest to stukot, uderzenia. Dość często słyszę mowę. Jestem przekonany, że telewizor jest włączony. Leżąc w swoim pokoju, słyszę rozmowy, czołówkę dziennika, głupie slogany. Otwieram oczy. Spomiędzy szpar w drzwiach nie widać poświaty telewizora. Jest północ. Wszyscy śpią.

 Nadal słyszę, jak ktoś mówi.

 Nigdy wcześniej nie doświadczałem czegoś takiego.

 Bez powodu czuję niekiedy ogromne, nagłe napięcie w całym ciele - nie atak paniki. Zwykły strach. Że jestem obserwowany, że zaraz coś się stanie. Zaraz coś zacznie mnie gonić.

 Wróciła fobia ciemności.

 Zwiększyła się agresja w stosunku do innych.

 Niektórym mam ochotę wepchnąć języki do gardeł.

 Dziś chciałem chwilami uderzyć dziecko.

 Większe napięcie. Nie mogę zdzierżyć obecności ludzi.

 Od pierdolenia i samej ich obecności boli mnie głowa. W ogóle, ciągle boli mnie głowa. Zawroty też mam.

 Jest wolne i powinienem się uczyć. Nie potrafię się skupić.

 Więc panikuję. Nienawidzę siebie. Mam wyrzuty sumienia co do jedzenia.

 Moje klasyczne koło nienawiści.

 Dziś znalazłem ostrą żyletkę i gdy w końcu zostałem sam, pociąłem swoje nogi. Nareszcie tak, jak trzeba. Porządnie.

 Gorzej ze mną.

 Nowe objawy mnie przerażają. Dziś, po raz pierwszy od dość dawna, pomyślałem o samobójstwie.

 Znów nie widzę przyszłości. Nie widzę rozwiązań. Nic.

 Psychoza. Bezsens.

środa, 24 kwietnia 2019

Ciernie

 Co za romantyczna koncepcja: widzieć w  lustrze jakieś pierwsze, ledwo widoczne zmarszczki i siwe włosy na wiele miesięcy przed pełnoletnością.

 Romantyzm.

 Nie wiem.

 Telefon zaufania. Pytania. Desperacja.

 Czy mogę? Czy mogę już?

 Na psychologa będę czekał jeszcze niecałe dwa lata. Będę musiał tam iść sam.

 Bo to nic takiego.

 Wiecie dobrze, że mówiłem rodzicom. Od dawna, nie jeden raz. Ostatnio zaś już tak nieśmiało, że niemal w żartach.

 Bo to dojrzewanie tylko. To błahe.

 Strasznie nie lubię słowa "błahe".

 Moją przyjaciółką jest wódka.

 Zgubna? Chwilowa? Może.

 Ale jednak tu jest.

 W przeciwieństwie do nich wszystkich.

 Wszyscy odeszli. Wszyscy.

 Zdarza się i tak.

 Stałem się nieznośny, to też nie mogę mieć im tego za złe.

 Chce mi się krzyczeć: jebać was! Jebcie się. Jebać was, ciebie i mnie.

 Istotnie, nie da się ze mną wytrzymać.

 Piję.

 Staram się głodować.

 Tnę się. Za słabo.

 Nawet w tym nie jestem dobry.

 Beznadziejny.

 Mam upodobanie w słowach na "ż".

 Jeśli jesteś tu dość długo, to wiesz, że zwykłem określać się mianem żałosnego.

 W końcu odkryłem jeszcze jedno słowo, którego mi bardzo brakowało, a które określa mnie nawet lepiej.

 Miałem je zawsze na końcu języka.

 Żenujący.

 Mam dość.




poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Chłosta

Obrzydliwą jestem istotą.

Dziwka.

Nikt nic nie wie.

Sinieją mi usta.

Czuję, że umieram.

Może ze wstydu. Z żałości i bezradności.

Ratujcie mnie.

W tym nie ma żadnej metafory.

Ratujcie, ratujcie, ratujcie.

poniedziałek, 4 marca 2019

Bez tytułu

Nienawidzę cię.

Nienawidzę cię tak bardzo.

Nie zasługujesz na nic, nie zasługujesz nawet na okruszyny.

Głódź się, głupia, obrzydliwa szmato.

Tnij się, debilu.

Gorszy od wszystkich. Pod każdym względem.

Zasługujesz na każde zło, skurwielu.

Ohydna dziwko.

Nie masz już nikogo. Oni nawet nie udają, że ich to obchodzi. 

TWÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL MA CIĘ GŁĘBOKO W DUPIE.

JESTEŚ KURWA SAM.

I DOBRZE.

***

Panie, ratuj.

czwartek, 21 lutego 2019

Stłuczenia

Żałosna kreatura.

Nawet rany nie są wystarczająco dobre.

Nie dość liczne, nie dość głębokie.

Przeszywająca samotność. Samotność totalna.

Nie ma już nikogo.

Gnida.

Niedojda.

Zawód.

Nie mam słów. 

Chowam się w siebie. Ból wykręca mnie na lewą stronę.

Żałość.


środa, 20 lutego 2019

Wymiociny

Jestem obrzydliwym stworzeniem niepodobnym do człowieka.

Jestem męską dziwką.

Do tego doszło.

Jestem żałosną kurwą sprzedającą się za bezcen.

Jestem upadłym wrakiem, brudną szmatą.

Nie mam nikogo, z kim można porozmawiać. 

Nie mam przyjaciół.

Nie mam godności.

Mam obrzydliwe ciało.

Mam oparzenia.

Mam rany cięte.

Mam zatruty umysł i toksyczną osobowość.

Upadłem nisko.

Nie zasługuję na pomoc.

Umarłem dawno temu.

czwartek, 24 stycznia 2019

W dół

Coraz gorzej.

Z miesiąca na miesiąc.

Wynik: przeciętny, niepokojący, wysoki, bardzo wysoki.

Walczę ze sobą.

Kiedyś wydawało mi się, że to coś jest z zewnątrz, można to spersonifikować.

Nie.

To ja.

Walczę z samym sobą.

środa, 16 stycznia 2019