wtorek, 31 grudnia 2019

Myśl

To smutne, że na dźwięk słowa "mama" do mojej głowy jako pierwsze nie przychodzą pozytywne skojarzenia.

Wierzę, że kiedyś będę w stanie zrozumieć, wybaczyć, ukochać ją w stu procentach.

Ale żeby to się stało, ona musi mnie zrozumieć, wybaczyć, ukochać w stu procentach.

Myślę, że to zajmie trochę czasu.

niedziela, 29 grudnia 2019

środa, 18 grudnia 2019

Nienaturalnie

Nie przekazałem tego ostanio tak, jak chciałem.

Może już nie umiem wcale się wyrazić.

Więc czy jest jeszcze sens tu pisać? Do tej pustki?

Nie wiem. Nic z tym nie zrobię. Czasem potrzebuję tu przyjść.

Mam głupi stan.

Kupiłem bilet na koncert Rojka, ale nie wiem czy pójdę.

Dzisiejsze myśli samobójcze są dziwne.

Bo wszystko w porządku.

Zero rozpaczy.

Po prostu dziwnie mi tu. Niewygodnie.

Głupio mi się żyje.

Zawsze będę taki sam.

Dziwnie samotnie mi. Brak zrozumienia.

Przecież jesteśmy wszyscy inni. Nigdy nie damy rady się zrozumieć. Trzebaby zamienić się umysłami.

Nikt nikogo nie obchodzi.

Wszyscy mają odrębne światy.

Tak to działa. Nie czuję się z tego powodu rozdarty, zrozpaczony, załamany.

Po prostu nie czuję się prawdziwie.

Jeszcze parę tygodni temu moim głównym zajęciem było myślenie. Czułem się odrębny, badałem wnętrze. Czułem swój świat, czułem sens. Poznawałem siebie.

Teraz czuję jakbym był nieprawdziwy. Mój świat gdzieś uciekł. Ja uciekam w wielki świat. Wszechświat. Tu nie ma odrębności. Zlewam się.

Tak mam. Mówię na to zoom-in i zoom-out.

To się dzieje przy najprostszych czynnościach. Bardzo rzadko jestem tu i teraz. Zawsze gdzieś zoomuję: do siebie, do wnętrza, rozwiązuję zagadki przeszłości i systemy własnego postępowania albo podróżuję gdzieś w myślach, na zewnątrz, buduję dom na Syberii albo w Kalifornii.

Piąty dzień leżę prawie bez ruchu. Zoomuję na zewnątrz, bo czuję, że wewnątrz nic nie ma.

Tracę kontakt ze sobą.

Głupio mi.

Czuję się robakiem.

Nic nie znaczę. Zgubiłem dziś mój świat, a na wszechświecie nie znaczę nic.

I nie jest mi smutno.

Jest mi dziwnie. Bylejako.

Nie wiem, czy będę żyć. Zastanowię się.

niedziela, 15 grudnia 2019

Fiolet

Czasami jestem tak zaplątany w sobie, że czuję niemoc, niemożność pisania. To zbyt skomplikowane.

Zazwyczaj gdy tu jestem, to czuję coś mocno, dokładnie, przejrzyście. Tym razem czuję za dużo. Nie wiem jak zacząć.

Może to jednak pomóc mi się rozplątać.

Znowu widywałem rzeczy, których nie widzą inni.

Chyba już wiem czemu.

Ostatnim razem kiedy tak było, byłem w stanie wielkiego napięcia. 

Teraz też tak jest. Właściwie było.

Teraz napięcie było związanie z nim.

To rollercoaster.

Silny zachwyt i brak tematów w jednym.

Romantyczność i chłód.

Bliskość i obcość.

Związek nie jest tylko całowaniem i trzymaniem za rękę. To jest też wsparcie, którego ja nie potrafię dać.

To jest rozmowa. Nie potrafię rozmawiać.

To jest czułość, pocieszenie. Nie umiem.

To działo się zbyt szybko.

Zjebałem.

Raz dałem mu pokaz tego, co się ze mną regularnie dzieje od lat.

Nie lubię tego. Nienawidzę.

To jest faza szczytowa z gwałtownym spadkiem w pakiecie.

W samym grudniu były aż dwie.

Mania, miłość, podbój świata. Przyjaciele. Przyjaciele. Potem są turbulencje. Przyjaciele to chuje. Jest śmiech. Jest złośliwy śmiech. Jest ironia. Jest okropne oblicze.

A potem uświadomienie.

Ja jestem chujem.

I spadek.

Bolesny, gwałtowny, krwawy spadek z dużej wysokości.

I tym razem on był świadkiem rozgrywania się całej tej długiej sceny, od chwili gdzie wszystko było w najlepszym porządku, najlepszym jaki może być, aż do chwili, kiedy zniknąłem. 

Zawsze potem znikam.

Mateusz już przestał zwracać uwagę. Już się nie przejmuje od dawna.

Ale teraz Mateusz nie wiedział, nie widział. Widział on.

On się martwił. On widział to po raz pierwszy.

Potem oczywiście pociąłem się jak zwykle, teraz w końcu w miarę porządnie. Blizny zostaną na dość długo. Przy dotyku wciąż bolą.

On tego nie zobaczy. Tego nie zobaczy nikt. Bardzo dobrze.

On za to ma cholerne diagnozy, i ja mu nie pomagam.

Ja go zamartwiłem jeszcze gorzej.

Niczego tak nie żałuję jak tego, że on to widział.

Słuchał mojego wywodu. Wielkiej cholernej improwizacji.

Na końcu też jest porażka.

I było z nami różnie, ale tym zjebałem sprawę. Popsułem to. Wkroczyliśmy na ewidentnie złą ścieżkę.

Powiedział mi, że muszę rozmawiać. Że nie dam rady, do terapii kawał czasu. Mam rozmawiać.

No nie. Nie da się. 

Nie potrafię.

Już powiedziałem za dużo i żałuję piekielnie.

I wiecie co wymyślił ten człowiek?

Posiedzenie z Mateuszem w trójkę. Miałem mówić. Miałem mówić wszystko, co było przez ostatnie miesiące przemilczane.

On jest za dobry.

No i doszło do spotkania. Siedzieliśmy trochę przy piwie, Mateusz próbował chyba sprawić wrażenie, że coś go obchodzę. Parę razy zapytał, czy zacznę w końcu mówić. Alek patrzył na mnie. Chciał, żebym się otworzył.

Ja jestem zamknięty na tysiąc kłódek.

Poszedłem do domu.

Rozjebałem tym wszystko.

"Jak chciałeś stworzyć relację, jeśli nie chcesz rozmawiać?"

Nie wiem. Nie wiem.

Nie wiem co czuję. Ty przyznałeś, że też nie wiesz do końca.

Nie było dobrych wyjść.

Nie potrafię próbować dalej. Nie mogę zmuszać się do robienia z tego czegoś więcej zanim w ogóle zbudujemy porządną przyjaźń.

Moja wina.

Wszystko jest moją winą.

Od początku prowadziłem to źle.

Każde moje posunięcie było złe i każde wyjście wczoraj było złe.

Zdecydowałem się na krok w tył.

Sprawiłem ci przykrość. Wiem.

Bo ja tylko zawodzę. Tylko krzywdzić umiem.

Cokolwiek jednak bym zrobił, byłoby ci przykro. 

Nie wyobrażam sobie moich dalszych nieudanych prób bycia normalnym i twojego bólu w oczach.

Zawodzę na każdej płaszczyźnie.

Wszystko było złe.

Może i to był egoizm. Krok w tył dał mi odrobinę luzu. Odetchnąłem. Zwolniłem. 

Chciałem cię uszczęśliwić, wyszło odwrotnie.

Wiem, że chciałeś wręcz przyspieszyć. Ja nie mogę. 

Myślę, że po prostu się nie nadaję.

Nie mogę żyć w relacjach. Jakichkolwiek. Moje wszystkie przyjaźnie są teraz gówno warte. Wszystko niszczę.

Wszystko się spłyca.

Powinienem żyć pod kamieniem.

Wróciły mi myśli samobójcze. Na razie tylko trzymałem te tabletki w garści. I tak by nie wystarczyło.

Chciałem tylko poczuć kontrolę. Mieć chwilowe chociaż wrażenie, że mam w ręce narzędzie kontroli.

Kiedyś nie chciałem żyć. Teraz myślałem o zabiciu się, bo życie skomplikowało się i czułem brak bezpieczeństwa, brak kontroli. W śmierci widziałem jedyne wyjście, chociaż umierać nie chcę.

Tak mam raz na parę dni. Ale to nic. Naprawdę nie jest to najgorszy stan, w jakim mogę być.

Zabawne. 

Nie przejmuję się planowaniem samobójstwa.

Nie wiem, co teraz będzie. 

Było ci przykro, ale chcesz się przyjaźnić. Widziałem, że masz nadzieję.

Będziemy iść teraz powoli. 

Brzydzę się sobą, że ci to zrobiłem.

Ale nie potrafię.

Nie potrafię nic.

I jestem egoistą.

Może i dałbym radę, gdybym się przełamał.

Tylko przysięgam, że te łańcuchy ciężko przełamać. Bardzo ciężko.

Teraz czuję, że napięcie powoli ze mnie schodzi. 

Może to coś da.

Może włożyłem na siebie zbyt dużą presję.

Tak właśnie sądzę.

Co nie znaczy, że nie jestem świnią.

Jestem cholernym chujem.

Zastanowię się jeszcze nad tymi tabletkami.

Byłoby prościej nam wszystkim. Tylko pierwszy tydzień byłby ciężki.

Potem nie byłoby się już o co martwić.

Nie zrobię tego.

Doskonale wiem.

Tchórz.

Żałosny, żenujący tchórz.

I tak w pętli.

Nie wiem, jak to zakończyć.

Dziś puenty brak.

Brak zakończenia.

Bo ja się tak czuję. Niezakończony.

Trzeba mi czekać kolejnych dni.

niedziela, 1 grudnia 2019

Rozdarcie

Moi przyjaciele mnie nienawidzą.

Nie powinienem już nazywać ich przyjaciółmi. Nie zasługuję.

Przecież też ich nienawidzę.

Jestem strasznym skurwysynem.

Nienawidzę tych, których kocham.

Krzywdzę wszystkich dookoła.

A nie chcę.

Ja ich kocham.

Jestem, kurwa, nieznośny.

Niszczę wszystko.

I nic z tego nie będzie.

Kocham trzymać cię za rękę.

Kocham twój uśmiech.

Chciałbym móc powiedzieć, że cię kocham.

Ale nie wiem, czy to prawda.

Siebie nie kocham.

Czy ja potrafię kochać?

Potrafię niszczyć.

Potrafię tylko niszczyć.

Nie da się ze mną wytrzymać. Ja wiem.

Też nie wytrzymuję.

Tnę się. Codziennie.

Mam ochotę uciekać.

Uciekać, żeby was już nie krzywdzić.

Nie widzę wyjść.

Wiesz, gdzie jest wyjście.

Znowu.

Znowu się zaczyna.

Znowu wracamy do tego samego punktu.

Już tu byłem.

Już stałem nad przepaścią.

I znowu chcę skoczyć.