środa, 26 lutego 2020

Potrzeby

Mam siebie dość.

Pociąłem się, zapomniałem że dziś jest wf. Zakryłem co mogłem. Pewnie i tak nie zauważą.

Nie mogę sobie dać rady.

Szkoła doprowadza mnie do rozpaczy.

Ja siebie do ruiny.

Znowu trochę piję. Wieczorem. Na pocieszenie.

Ale do większej rozpaczy doprowadza mnie on.

Oddalamy się.

Przegrywam.

środa, 19 lutego 2020

Awaria

Bardzo boli.

Nie napiszę, co się stało, bo to cholernie skomplikowane i to jest ta z nielicznych sytuacji, kiedy nie mogę się wysłowić.

Nie umiem się rozplątać.

Pierwszy raz potrzebuję chyba moich przyjaciół. Nie będziemy o tym gadać. Chcę z nimi pobyć. Nie śmiać się, pocieszać, odwracać uwagę. Też nie zwracać uwagę, roztrząsać. Chcę pobyć. Zjeść kebaba.

To zabawne w obliczu tej sytuacji. Tak, jakby po pogrzebie iść na frytki.

Czasami nie da się inaczej sobie poradzić.

Miłość boli jak skurwysyn.

Nudne się to robi. Wciąż o tym piszę.

Zdrowy związek to nie jest. Właściwie totalnie potrzebujący leczenia.

Przypomina jechanie w korkach po błocie kilometrami, żeby przez parę metrów rozkoszować się pustą autostradą.

Wciąż sądzę, że raczej warto.

W każdym razie nie zrezygnuję. Najwyżej mnie to zabije.

Już wiele rzeczy miało mnie zabić.

Trudne czasy nadeszły. Pod każdym względem.

I pierwszy raz czuję, że chciałbym stać wobec tych trudnych czasów z przyjaciółmi.

Jakby patrzeć na kometę w dniu końca świata. Może pierdolnie. Ale jesteśmy razem.

Rzadkie uczucie.

Jest ciężko. Nie za bardzo chce się żyć, uczyć, myśleć, być. Niebywale dużo kłamię mamie.

Skąd masz? Dlaczego nie idziesz? Dlaczego nie robisz? Dlaczego robisz?

Niebywale mało się uczę. Niebywale często omijam szkołę.

Niebywale rzadko czuję spokój.

Mam palpitacje tak silne, jak dawno już nie były.

Niebywale często myślę o nim. Niebywale często mnie krzywdzi. Boli mnie jego ból, a jest on nim przepełniony.

Boję się. Nie podołam. Już nie daję rady. Nie wystarczam.

Nawet w trakcie pisania tego postu wyczuwam wahanie nastroju.

Co prawda z chujowego na superchujowy, ale to wciąż nie jest przyjemne. I tak, to duża zmiana. Na początku nie chciało mi się płakać. Trzy zdania temu chciało. Teraz znów nie chce.

Nie wiem co robić. To przede wszystkim.

Odsunąć się.

Pewnie tak.

Przydałoby mi się wyklarowanie sytuacji, nawet drastyczne. Może porzucenie. I wyjazd w góry. Bardzo by się przydał.

Nie wszedłbym nawet na pagórek z tym sercem jak na razie, ale góry kocham wciąż.

Odpowiednie byłoby dla mnie morze, ale nie chcę. Morze jest niesamowicie melancholijne.

Góry dają siłę.

Siły mi potrzeba.

Bóg się ode mnie odwrócił i wcale się nie dziwię.

Chciałem tylko nieco grzesznego życia. Ale wrócę do Ciebie. Poczekaj na mnie jeszcze trochę.

A potem mi wybacz.

Czuję wszystko i nie wiem na czym skupić myśli.

Nie potrafię na niczym pożytecznym.

Zaskakująco zmienił się mój umysł ostatnio. Moje myśli. Zupełnie inne priorytety. Całkowicie inne rutyny.

Chwilami jest naprawdę źle. Znów nie widzę wyjść.

Myślę o porzuceniu wszystkich.

Hamuje mnie wszystko to, co hamuje samobójcę. Trumna. Rodzina. Niedokończone sprawy.

Hamuje mnie to, że to nic nie zmieni. Nawet wtedy żałoba trwałaby tydzień.

Nie oszukujmy się. Chcę być kochany. Chcę rozpaczy. Chcę łez.

Chcę uwagi.

Najbardziej hamuje mnie jednak to, że chciałem być dla niego najsolidniejszym oparciem i sumienie by mnie zagryzło, gdybym go zostawił. Z tym całym bólem, który nosi. Bo on jest teraz najważniejszy.

Ale czy na pewno ja jestem najważniejszy dla niego?

Dziś okazuje się, że moje wyrzuty sumienia byłyby nieco mniej słuszne niż zakładałem.

Chyba jednak sobie poradzi. Oni wszyscy sobie poradzą.

Nic nie zrobię.

To nic. To wszystko.

Wow. Jestem naprawdę zaplątany.

Ciężki okres.

niedziela, 16 lutego 2020

Brzuch

Pierwsze w życiu wypowiedziane "kocham cię".

Tak. Z każdym dniem kocham go bardziej.

Zapomniałem już, co daje bycie zakochanym. On mi przypomniał.

On daje mi ból taki, że czuję krew płynącą w żyłach. On daje mi spokój taki, że czuję się jakbyśmy mieli jedno ciało.

Chyba warto.

Jest dobrze.

piątek, 14 lutego 2020

Czternasty

Zdałem sobie sprawę, że go kocham, kiedy poryczałem się na myśl, że mogę go stracić.

To chyba jest to.

sobota, 8 lutego 2020

Przewrót

Czuję się jakby ktoś wrzucił mnie do pralki na nieustanne wirowanie.

W ciągu jednej godziny odczułem każdą emocję.

Czuję się jak takie pranie właśnie. Wirowane, wymięte, wykręcane, trzepane, w końcu wyprasowane.

Czuję wreszcie ulgę.

To może być miłość. Z jego strony jest absolutnie prawdziwa.

Z mojej - pokręcona. Wirowana.

Ale będę próbować.

Przed Alkiem jeszcze tysiąc przeszkód, ale jesteśmy na chwilę w szczęśliwym miejscu, gdzie częściowo życie się ułożyło, uspokoiło.

A ja uczę się kochania.

sobota, 1 lutego 2020

Dym

Rozpadam się.

Czuję się niewystarczająco dobry we wszystkim, co robię.

Czuję, że nic nie potrafię.

Straciłem energię i ochotę na cokolwiek.

Zawsze ceniłem sobie pracowitość i wiele rzeczy można było o mnie powiedzieć, ale nie można mnie było oskarżyć o lenistwo.

Teraz nie robię nic.

Czuję się źle. Bardzo źle.

Nic nie umiem. Jestem przeciętny. Może nawet gorzej.

Nie mam przyszłości. Tego się boję. Że mój plan nie wypali, bo nie zasługuję. Jestem zwykły. Niespecjalny. Nudny. Żałosny. 

Jestem pełen złości. Jestem wściekły. Nienawidzę wszystkich wokół, co do jednego. To oni są nudni. To oni mnie zarazili. To oni wręcz unosili się swoim lenistwem. To ja byłem dziwny ze swoimi staraniami. Oni są poniżej przeciętnej. Oni mnie ciągną w dół. Oni są tacy zwykli, irytujący, niezdrowi.

Mógłbym ich oskarżać, jasne. Ale wiem, że to moja wina. To ja ciągnę się w dół.

Boję się. Jestem przerażony. Jestem sparaliżowany. Nie chcę przyszłości. Nie wyobrażam sobie nawet przeżyć kolejny tydzień. Wszystkiego jest za dużo.

Jest też Alek. 

Mówią, że jeśli musisz zastanawiać się czy to miłość, to to nie jest miłość.

Cholera.

Bardzo nie chcę być tu gdzie jestem. Nie daję rady w tym łóżku, w tym domu, w tej szkole, z tymi ludźmi, w tym mieście, w tym kraju.

Wszystko mnie nuży, krzywdzi, boli. 

Stoję przed lustrem i myślę, że zdecydowanie muszę się zabić.

Co innego robić?

W całym życiu miałem do tego różne powody. Nienawiść do siebie, chęć śmierci, brak poczucia kontroli. Teraz nie chcę śmierci, po prostu nie potrafię dalej żyć.

Czy to zrobię? Pewnie nie, ale ciąży to na mnie tak samo jak wtedy. Jak ostatnio.

Nie widzę wyjść.

Boję się umierać.

Życie jest równie przerażające.

Poza tym jeszcze myślę, że muszę być zawsze sam. Nie sądzę, że umiem kochać.

Nie mam pojęcia co robić.



Oczy

Może naprawdę muszę się zabić.