czwartek, 24 sierpnia 2017

Noc

 Nawet nie wiem, co odpowiedzieć, kiedy pytasz, co u mnie.

 Bo jest źle.

 Jest bardzo źle.

 Ale nie potrafię Ci opowiedzieć, co się dzieje.

 Boli mnie, że nie rozumiesz.

 Ale nie gniewam się.

 W żadnym wypadku nie życzę Ci, żebyś rozumiał czy rozumiała.

 Dlatego, gdybym musiał dać odpowiedź, to powiedziałbym, że jest w porządku.

 To dużo prostsze niż tłumaczenia.

 Nie muszę jednak nic odpowiadać.

 Bo, całe szczęście, nie pytasz.

 Całe szczęście...?

 Znasz prawdę.

 Znasz prawdę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że naprawdę nie mogę czasami wyjść z domu.

 Czasami coraz częściej.

 Nie wiesz wszystkiego.

 Nie wiesz, że Ci zazdroszczę, bo dostałeś pomoc.

 Nie wiesz, że zawsze robi mi się cholernie przykro, bo z Tobą jest coraz lepiej, a ja upadam coraz niżej.

 Powinienem się cieszyć, wiem.

 Co ze mnie za przyjaciel?

 Niewystarczająco dobry.

 Ale mówiłem Ci, że nie cieszy mnie nic.

 Ponoć to ja jestem silniejszą osobowością w naszej relacji.

 Byłem.

 Pamiętasz, jak ostatnio opowiadałem Ci historię spierdolenia od początku do końca, bez pomijania i zatajania?

 To było ze dwa miesiące temu, kiedy spałem u Ciebie i robiliśmy klasyczny rachunek sumienia.

 Jak zawsze zacząłeś Ty, bo Cię poprosiłem. Nie masz kompletnie żadnego oporu przed mówieniem o emocjach, o trudnościach. Tego też Ci zazdroszczę.

 Potrafisz patrzeć mi w twarz, kiedy mówisz o swoich lękach, o tym, co na co dzień dzieje się w Twoim domu.

 Tego też Ci cholernie zazdroszczę.

 Co ze mną?

 Miałem ogromną nadzieję, że do czasu aż skończysz opowiadać zrobimy się zbyt śpiący, żeby móc powiedzieć choć słowo.

 Niestety się przeliczyłem.

 Już dość długo udawało mi się milczeć na swój temat, tym razem jednak zmusiłeś mnie do wyrecytowania całego bloga w dużo mniej ładnych i składnych słowach.

 Wolałem taki układ niż opcję, żebyś czytał wszystko słowo w słowo.

 Na szczęście wszyscy, których znam osobiście, nie dość, że pogubili już linki, to dostali oficjalny zakaz czytania tego gówna i bez oporów się z nim zgodzili.

 Żeby wykrztusić z siebie cokolwiek, musiałem odwrócić się do Ciebie plecami i mówić niby do ściany, a Ty nie mogłeś mi przerywać, bo w przeciwnym razie nie odezwałbym się już więcej.

 Nie byłem pewien, czy w ogóle mnie słuchasz, ale nie potrafiłem spojrzeć Ci w oczy mówiąc o tym, że siebie nienawidzę.

 Wspomniałem o samobójstwie, o żyletkach.

 Nie potrafiłem spojrzeć ci w oczy w ogóle aż do rana, kiedy wszystko wydawało się odległe i zapomniane.

 Ale zanim to nastąpiło, słuchałem jak mówisz, co o tym sądzisz, tym razem patrząc w sufit.

 "Słuchałem" to za dużo powiedziane.

 Byłem zbyt wykończony i przerażony zarazem tym, że powiedziałem to wszystko na głos. Jedynie skrawki tego, co mówiłeś, do mnie dotarły.

 A mówiłeś, że to jeszcze nie jest koniec, że wkrótce wszystko samo się ułoży, że mam ogromne szanse na świetną przyszłość.

 Potakiwałem tylko i ścierałem łzy z twarzy tak, żebyś tego nie widział.

 Pizda.

 Kilka tygodni później gdzieś wrócił temat i powiedziałeś, że według Ciebie wcale nie chcę się zabić, tylko sobie to wmawiam.

 I wiesz co?

 Mylisz się.

 Bardzo się mylisz.

 Nie odpowiedziałem.

 Chyba nie chcę już nigdy o tym gadać.

 Chyba nie spodziewałeś się, że dam radę powiedzieć całość tego, co siedzi w mojej głowie?

 Nie znasz całej prawdy.

 I nie chcę, żebyś ją znał.

 Nie chcę żebyś kiedykolwiek zobaczył mnie tak, jak ja widzę siebie.

 Nie wiesz, że unikam luster jak ognia, bo widok mojej własnej twarzy, nie mówiąc o ciele, mnie obrzydza.

 Nie wiesz, że nienawiść towarzyszy mi zawsze, a nie tylko - jak myślisz - okazyjnie.

 Nie wiesz, że powrót do okaleczania jest czymś więcej, niż jednorazowym załamaniem.

 Nie wiesz, że myślałem o zabiciu siebie na serio, i to kurewsko wiele razy.

 Nie wiesz.

 To brzmi chujowo, prawda?

 Jestem okropnym przyjacielem.

 Niewystarczająco dobrym przyjacielem.

 Niewystarczająco dobry syn.

 Niewystarczająco dobry brat.

 Nawet moje blizny są niewystarczająco dobre, bo nie są na tyle głębokie i liczne, aby wywołać ból za każdym dotknięciem ręki.

 Powinny takie być.

 Powinienem to naprawić.

 Zasypiam na poduszce pełnej autodestrukcyjnych myśli.

 Tylko do niej mogę się przytulić.

 Otulam się ciemnością.

 Tak wygląda każdy wieczór, każda noc.

 Każda noc, nie ważne, czy będę spał 3 czy 15 godzin.

 Naprawdę chcę, żeby to się skończyło.

 Chcę to skończyć.

 Każdy dzień jest nocą.

 Jest już tylko ciemność.

 To jest zła ciemność. Niespokojna.

 Wiesz dobrze, kiedy ciemność daje ukojenie.

 Tam chcę być.

 Boże...

4 komentarze:

  1. Noce są przerażające, kiedy nic nie zajmuje ci myśli. Kiedy pełzają ci po ciele i otaczają całego. Dusisz się w nich. Błagasz żeby to się skończyło. Zaczynasz cicho wyć. Przykrywasz głowę kołdrą. Czekasz. W końcu zasypiasz. Rano budzisz się i wszystko wraca. Czasem pomiędzy są koszmary. Dni są... różne. Niekiedy ktoś zmusza cię do wyjścia z domu, zrobienia czegokolwiek. Albo leżysz. A myśli startują od nowa.
    Nigdy nie podejrzewałam, że dałeś komuś link do tego bloga. Że jesteś tu żeby uciec od znajomych. Zaskoczyłeś mnie. Sądziłam, że zostaiwisz im nazwę, albo link do tego, jeśli byś to zrobił. Sama tak bym zrobiła. A tu bum...
    Wytrzymaj, kiedyś noc musi się skończyć. To nie noce polarne.
    Znośnego dnia i spokojnej nocy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś dałem link dokładnie trzem osobom. Miałem szczęście, że przeczytali maksymalnie ze dwa wpisy.
      Podzieliłem się tym z nimi w geście... zaufania? I cóż, możliwe, że chciałem coś udowodnić.
      Udowodniłem tylko tyle, że jestem żałosny, szukam atencji i współczucia (:

      Usuń
  2. Who Cares If You Exist. Pewnie już znasz.
    https://www.youtube.com/watch?v=4JdqsHH4iBc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wyobraź sobie, że wcale nie.
      Teraz już znam.
      Dziękuję.

      Usuń

Zostaw coś po sobie.