Nie mam żadnego pomysłu na ten post. Nie wiem co chcę przekazać. Wiem tylko, że coś się chce ze mnie wydostać i od kilku nocy próbuję coś napisać, ale nie wychodzi. Teraz musi. Chyba chcę pisać dla samego pisania. Może żeby uporządkować myśli. Może żeby nie zapomnieć.
Moja pamięć jest zniszczona. Muszę sobie wszystko zapisywać na karteczkach i rozwieszać w pokoju, najdrobniejsze sprawy.
Nie wiem. Nie wiem, co mam pisać.
Nie piję od jakichś dwóch tygodni. Nie mogę, bo zacząłem brać pewne leki. Już nie ciągnie mnie do butelki aż tak jak w pierwsze dni. Ale czuję się pusty. I irytuje mnie świadomość, że nie mam jak się znieczulić. Nie mogę się napić, nie mogę odpłynąć. Nie mogę złagodzić bólu, nie mogę wypełnić pustki.
Jest mi dziwnie. Nie mam z kim rozmawiać.
Są dni, kiedy bardzo dużo płaczę. Nie mogę na siebie patrzeć. Lustro wywołuje rozpacz. Potrzebuję rozmowy. Potrzebuję kogokolwiek.
Są dni, kiedy jestem wściekły. Walczę ze sobą, zaciskam zęby, wbijam sobie w rękę paznokcie pod stołem i przeciągam nimi jak żyletką. Nie mogę wytrzymać z ludźmi. Nienawidzę wszystkich.
Są dni, kiedy robi się dziwnie. Myślę o kosmosie. Myślę o ogromie. Nic się już nie liczy. Planuję swoją śmierć. Zasypiam na piętnaście godzin.
Są dni, kiedy nie czuję nic. Nadchodzi zupełna pustka i jest niesamowicie frustrująca. Kiedy nadchodzą wątpliwości, czy ja w ogóle jestem człowiekiem. Żyletki wchodzą na scenę, żeby coś poczuć. I nie czuję. Nie czuję, choćbym miał sobie odciąć rękę. Pustka.
Są dni, kiedy funkcjonuję normalnie. Dość trzeźwo, zwyczajnie. Ale absolutnie nie czuję jakiejkolwiek radości.
W ogóle nie czuję szczęścia. Nigdy. Z nikim, o żadnej porze, w żadnym dniu, na trzeźwo, po pijanemu, cokolwiek bym nie robił.
Ktoś pożyczył mi teleskop. Wypożyczyłem książkę, którą od dawna bardzo chciałem przeczytać. Poszedłem w końcu na basen, bo został nareszcie otworzony. Czekałem na to. Moja największa radość jeszcze na początku roku, moja ucieczka. Pływanie jeszcze parę miesięcy temu sprawiało, że czułem się sobą. Czułem się ze sobą dobrze.
Czy to wszystko coś dało? Chociaż cień radości? Nie. Oczywiście nie.
Wszystko zawodziło. Nie odczuwam szczęścia.
Może to głupie, ale za chwilę moje urodziny i naprawdę chciałbym się z nich cieszyć. Chciałbym poczuć się szczęśliwy. To będą TE urodziny. Te świętowane pierwszy raz od lat, te na których chciałem się dobrze bawić. Ale przez ostatnie parę tygodni miałem kilka okazji do dużej radości i nigdy jej nie odczułem. Pewnie tak będzie i tym razem.
No i właśnie. Osiemnaste urodziny.
Dzięki nim właściwie już w poniedziałek rano mogę zapisać się na terapię.
Na ten poniedziałek czekałem od lat.
Tylko...
Czy to zrobię?
Zeżre mnie szereg wątpliwości. Przecież nic mi nie jest. To wszystko jest małe. Błahe. To tylko w nocy jest mi smutno. O świcie wszystko, co piszę, staje się odległe. Trzeba żyć. I potrafię przeżyć dzień. Mogę dać sobie radę. Przecież robiłem to od lat.
Nie wiem, co zrobię. Nie mam pojęcia.
Chciałbym mieć kogoś, kto powiedziałaby mi, co zrobić. Ale nie mam z kim o tym porozmawiać.
Mam jeszcze czas. Pokłócę się ze sobą przez te parę dni. Potem zobaczymy.
Przeczytałam wczoraj wszystko. To było mocno wstrząsające doświadczenie. Od samego początku miałam wrażenie, że jesteś dużo starszy (bardzo dojrzały styl pisania), a jak czytając rok 2018 dowiedziałam się, że masz 16 lat, to mnie prawie wgniotło w fotel.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że pójście na terapię jest uzależnione od pełnoletności.
Mam jednak wrażenie, że to nie wystarczy. Psychoterapia jest konieczna, ale wg mnie powinieneś zgłosić się też do psychiatry, i to w pierwszej kolejności. Te samookaleczenia, myśli samobójcze, nękające Cię omamy/złudzenia, rozpoczynający się alkoholizm - to wszystko wymaga leków.
I psychoterapię, i psychiatrę można robić na NFZ, tylko trzeba poszukać, podzwonić, gdzie w Twoim mieście jest do dostępne na fundusz.
Teraz ciężko Ci w to uwierzyć, ale uwierz komuś, kto już przeszedł bardzo długą drogę leczenia - szkoda życia na taką wegetację. Może nigdy nie będzie rewelacyjnie (a może będzie, nie wiem), ale standard życia zmienia się na lepsze tak znacznie, że teraz żałuję, że zaczęłam leczenie tak późno, zwłaszcza psychoterapię. A leczenie jest niestety długie. W końcu tyle lat gromadziliśmy w głowie chore myśli, że pozbycie się ich teraz, nie ma szans zadziać się w 5 minut.
PS Szukając psychologa zwróć uwagę, żeby był w trakcie lub już po ukończonej szkole psychoterapii, najlepiej w nurcie poznawczo-behawioralnym.
Bardzo dziękuję za ten komentarz, za pomoc i objaśnienia. Załatwianie formalności nie będzie dla mnie proste, ale z tymi cennymi wskazówkami na pewno łatwiejsze. Już zacząłem szukać lekarzy, w tygodniu postaram się zebrać w sobie i zapisać się do któregoś. Coraz mniej się waham, ten komentarz też się do tego przyczynił. Naprawdę dziękuję.
UsuńSwoją drogą, też przeczytałem wszystko u Ciebie (właściwie może powinienem mówić "u Pani"? Z drugiej strony to może być różnie odebrane, więc pozwól, że zostanę przy domyślnym internetowym "Ty"). Ilość bólu, z którym żyłaś i żyjesz jest przygniatająca. Ale jesteś tutaj. Masz w sobie ogromną siłę. Podziwiam to. I bardzo mocno trzymam kciuki, żeby się wszystko udało, żeby poszło po Twojej myśli. Trzymaj się.
Cieszę się, że chociaż minimalnie mogłam pomóc.
UsuńRozczuliła mnie Twoja wątpliwość, jak się do mnie zwracać :D Mam prawie 28 lat, ale jak myślę o licealistach albo studentach wczesnych lat, to mam wrażenie, że to moi rówieśnicy... choć oni pewnie mnie tak nie postrzegają, czego Ty jesteś potwierdzeniem XD
Będę tu zaglądać do Ciebie.
A jakbyś chciał kiedyś pogadać, wyżalić się itp., to możesz śmiało do mnie pisać.
Pozdrawiam!
Witaj!
OdpowiedzUsuńPoprzedniczka według mnie ma sporo racji. Sam mam pewne problemy, w tym zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Jednak od czasów liceum, gdy wszystko się zaczęło nic z tym nie robię. Są dni okropne, są dobre, a są i takie sobie, średnie. Co jakiś czas wracam do pomysłu leczenia, bo na dłuższą metę widzę, że się tak nie da funkcjonować. Znaczy da się, jednak nie w sposób właściwy. Mam nadzieję, że Ty zdecydujesz się na fachową pomoc. Bo ludzie z Sieci czy wokół Ciebie są pomocni, mogą coś wnieść w nasze życie, jednak nic nie zastąpi fachowca. Pewnie całość leczenia nie będzie miła, bo to chyba takie wyciąganie po trochu człowieka ze skorupy, jednak w ostatecznym rozrachunku może to nam wyjść na dobre. Bo wtedy po tym wyjściu ze ,,starego" siebie można spojrzeć na wszystko zupełnie inaczej.
Wydaje mi się, że z dnia na dzień u mnie jeśli o zdrowie Staruszka chodzi jest coraz lepiej. Wychodzimy już we trójkę na dwór na trochę, więc progres jest.
Zapraszam na mój blog w przyszłości.
Pozdrawiam!
Tak, to pewnie będzie wyciąganie ze skorupy. Niewygodne, niekomfortowe, ale chyba konieczne. Już mi ta skorupa obrzydła.
UsuńBardzo miło mi słyszeć o postępach. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Dużo zdrowia dla Was!
Z autopsji nie umiem nic powiedzieć, tylko z tego co słyszałem od innych na temat terapii. A ten nurt poznawczo-behawioralny jest podobno niezły, choć jak niemal ze wszystkim są różne opinie. Mam kuzynkę, która zajmuje się uzależnieniami behawioralnymi, więc pewnie coś niecoś wie na ten temat dotyczący nurtu terapii.
UsuńChyba konieczne to wszystko będzie. Skoro sam widzisz potrzebę, to coś jest na rzeczy. Powodzenia w takim razie w odnalezieniu siebie życzę.
Musi być lepiej z dnia na dzień. Nie ma innej opcji. Dzięki, zdrowie się na pewno przyda.
Pozdrawiam!
Dorosłości lepszej od nie-dorosłości i szczęścia, na które zasługujesz. Pięknego życia.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego!
Dziękuję za te życzenia, oby się spełniły. I w ogóle bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Jestem naprawdę wdzięczny. :)
Usuń