Nie mogę siebie znieść.
Muszę wyjść. Muszę założyć ubranie na to obrzydliwe ciało. Widzę je w lustrze. I mam ochotę je rozbić.
Muszę wyjść. Muszę umyć tą ohydną twarz. Chcę ją zasłonić. Nie chcę, żeby ktokolwiek ją widział. Nie mogę zdzierżyć jej odbicia. Chcę rozbić lustro.
Wychodzę. Widzę tylko kątem oka swoje odbicie. Chce mi się wymiotować. Bo to ja. Ten pies niewarty życia w worze przebrzydłej skóry. I znów chcę rozbić lustro.
Nie chcę wyjść z domu. Chce mi się płakać. Duszę się. Nie chcę nikogo spotkać. Chcę się ukryć. Nie mogą mnie widzieć.
Muszę wyjść. Wychodzę. Skulony, z włosami opadającymi na twarz. Szybko. Niech nikt nie widzi tego czegoś.
Nie mogę już tak.
Chcę pociąć to ciało. Chcę wziąć nóż i je zniszczyć. Nie chcę na nie patrzeć.
Nie mogę patrzeć na swoją twarz. Na ohydną mordę żałosnego wraka człowieka. Nie potrafię patrzeć sobie w oczy. Nie mogę.
Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie widział. Jestem obrzydzający. Nie warty niczego.
Nie chcę być tym człowiekiem.
Tym czymś.
Po prostu tego nienawidzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw coś po sobie.