poniedziałek, 31 lipca 2017

Rozpaczliwie

 Potrzebuję łez.

 Potrzebuję krwi.

 Potrzebuję samotności.

 Nie potrzebuję bezsensownych rozmów.

 Nie potrzebuję bezwartościowych ludzi.

 Potrzebuję snu.

 Potrzebuję pisania.

 Tylko problem w tym, że nie mogę już wyrażać słowami tego, jak się czuję.

 Bo nie wiem jak.

 Ale się postaram.

 Oh, bądźmy szczerzy.

 Potrzebuję ludzi, którzy przeczytaliby tego bloga.

 Potrzebuję spokoju.

 Potrzebuję jej.

 Potrzebuję miłości.

 Nie to jest najgorsze.

 Potrzebuję pomocy.

3 komentarze:

  1. Witaj po kilku miesięcznej przerwie. Pamiętasz jeszcze tego anonima, który (bodajże) napisał pierwszy komentarz pod twoimi wpisami, blogami...nie wiem jak to nazwać ?
    Rozpaczliwie... rozpaczliwie.. rozpaczliwie... rozpaczliwie potrzebuje jakiegoś natchnienia żeby właściwie rozwinąć słowo rozpaczliwie. Ale nic nie przychodzi. Świat jest rozpaczliwie pełen bezwartościowych ludzi, którzy będą chcieli próbować pomóc. Oh, ileż razy pogarszają znacznie sprawy uważając, że pomogli ! Rozpaczliwie zabawne. Miłość...Miłość, która rozpaczliwie zbiera naiwne serca,które zdaje się ratować, a następnie znęcać nad nimi jeszcze bardziej. Miłość rozpaczliwie pragnąca, aby z jednej strony wszystko się ułożyło, a z drugiej zrujnować wszystko przed nią. Rozpaczliwie specyficzna jest ta miłość.
    Patrzyłam dziś na moje ledwo widoczne blizenki, bo bliznami ich nazwać nie można, znajdujące się na wewnętrznej stronie przedramienia. Jakiś wewnętrzny głos szeptał do mnie:" Cóż ci szkodzi ? Jedno cięcie głębsze ? Wyraźniejsze ?"
    Cieszyłam się, że akurat wtedy rodzice kazali mi iść zrobić kolacje. Inaczej przedramie rozpaczliwie domagałoby się poprawek. Ale ryzyko jest zbyt duże. Żaden bezwartościowy człowiek nie może ich zobaczyć. Tylko wy, czytający ten komentarz wiecie, co robiłam późną zimą. Rozpaczliwie zatraciłam się we własnym umyśle. Łukaszu, rozpaczliwie utknąłeś w nim jeszcze głębiej, wiesz ? Ah, po co się pytam... widzisz to. Widzisz odczuwaną rozpacz, więc widzisz co robisz. Ale czasem... może po prostu spróbuj przetrzeć oczy papierem ściernym(obyś zrozumiał co mam na myśli a nie próbował) i zobacz ten świat, w którym otaczający Cię ludzie rozpaczliwie pragną powrotu... jak się nazwałeś ? Nie mam jak sprawdzić, boję się stracić tego mojego kretyńskiego wywodu. Osusz więc oczy, (tsaa łatwo mi mówić, nie ?) Wstań z łóżka i zjedz coś. Najlepiej pączka bez okazji. I spróbuj choćby odrobinę żyć. Rozpaczliwie chcę dowiedzieć się z tej strony, że żyjesz. Bo masz żyć, jasne ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz jest chyba dłuższy niż dzisiejszy blog/wpis. Obyś się nie obraził

      Usuń
    2. Jasne, że pamiętam.
      Pamiętam o każdym, który tu kiedykolwiek zajrzał. Nie było was wiele, ale to nie jest ważne.
      Ważne jest to, że każdy komentarz sprawia mi przyjemność.
      Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedykolwiek mnie odwiedzisz.
      Miło mi, że tak się stało.
      Lubię twój wywód. Nie jest kretyński.
      Cóż, fizycznie oczywiście jeszcze żyję.
      Od dawna zaś gniję od środka, żyjąc jedynie chwilami, jedynie czasem prawdziwie, szczęśliwie żyjąc.
      Resztę czasu zapełnia szarość.
      Martwe życie.
      Albo żywa śmierć.
      Szczerze mówiąc, mam mgłę przed oczami. Nie widzę jasno, podążam absolutnie nieobecnymi źrenicami za teraźniejszością i tkwię sobie w stanie najwyższej obojętności, przetykanej momentami rozpaczą.
      Czasem jednak przecieram oczy papierem ściernym, jak to fajnie określiłaś, i widzę dość realistycznie.
      Natychmiast zamykam oczy, bo wtedy właśnie widzę przyszłość.
      A wolę już być obojętnym niż panicznie się bać.
      Niemniej mam nadzieję, że kiedyś zobaczę świat trzeźwo, bez mgły, i nie będę czuć strachu.
      Do tego dążę.
      Ale jest mi okrutnie ciężko.
      I znowu się zaczyna festiwal żenady...
      Dobranoc, o ile zamierzasz spać.
      Dzień dobry, o ile zamierzasz wstać.

      Usuń

Zostaw coś po sobie.