Spadam w otchłań, w bezpieczną, przytulną, dobrze znaną przepaść bólu.
Słodki, słodki ból. Rozkoszne cierpienie.
Nie wyobrażam sobie innego życia.
Cierpkie wino. Nie umiem bez niego wytrzymać.
Ciężki oddech. Ciężka głowa.
Nigdy nie będzie dobrze.
Już zadomowiłem się w piekle.
Tak długo żyjesz już w tym piekle, że wyjście z niego wydaje Ci się niemożliwe... a jest możliwe... i jest największą przysługą, jaką możesz zrobić samemu sobie...
OdpowiedzUsuńNie, wcale nie jest Ci w nim dobrze, a cierpienie wcale nie jest rozkoszne. Jesteś po prostu już na tyle poharatany przez życie, że nie wyobrażasz sobie prawdziwej radości i prawdziwego spokoju, a ich karykatur upatrujesz w tym, co się dzieje teraz.
Zastanawia mnie, jak wygląda Twoje życie z zewnątrz, w sensie, czy ktoś, kto Cię obserwuje z boku, ma prawo dostrzec, że jesteś w tak kiepskiej formie? Czy wypełniasz wszystkie obowiązki, nie zaniedbujesz szkoły, relacji itp.?
Pytam dlatego, bo ja, będąc nawet w najgorszym stanie ever, potrafiłam tak świetnie udawać, że moja matka o przerwaniu studiów dowiedziała się 2 miesiące po czasie. Wtedy myślałam, że dobrze robię, ale teraz wiem, że to było bardzo głupie.
Czy Twoi bliscy mają szansę zobaczyć Ciebie prawdziwego?
Z zewnątrz nie widać praktycznie nic. Można teraz dostrzec tylko efekty ciężkich nocy, bo są już na tyle uciążliwe, że ostatnio muszę trochę odsypiać popołudniami. Ale to da się zwalić na szkołę.
UsuńTeż zawsze udawałem po mistrzowsku. Boję się, że tym razem iluzja się rozsypie. Ja się rozsypuję. Zaraz skończą mi się te opary sił, na których teraz żyję, dzięki którym jeszcze udaje mi się wstać na lekcje, dzięki którym jeszcze odzywam się do ludzi. Nie wiem, co wtedy będzie.
Ja też nie wiem, co wtedy będzie, ale jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to mam nadzieję, że ktoś zauważy powagę sytuację i wygoni Cię do specjalisty. Tylko, że z tego, co zrozumiałam z poprzednich wpisów, to chyba wcześniej nie mogłeś liczyć na taką motywację ze strony najbliższych osób... Twoja mama chyba nie chce widzieć pewnych rzeczy...
UsuńTo, co napisałeś na moim blogu, wydaje mi się być nie do końca prawdą, CHYBA, ŻE któreś z nas jest w lepszym/gorszym stanie, niż sądzi. Ja, aż do wiosny tego roku, nie miałam, poza depresją, innych problemów zdrowotnych, ona wydawała mi się już kamieniem u szyi i nic tylko rzucić się do rzeki, ale jakbym teraz miała znieść o własnych siłach to kombo depresja+milion innych chorób, to serio już bym nie żyła. Żyję od terapii do terapii (czyli od piątku do piątku), fizycznie ciągnę zapewne tylko dzięki sertralinie, której dawkę powinnam zwiększyć, ale sprawę komplikuje ewentualna ciąża chuj wie kiedy. Wychodzi więc na to, że terapię zaczęłam w ostatnim bezpiecznym momencie... Nigdy nie wiesz, kiedy Ciebie spotka problem, który przytłoczy tak, że już się nie podniesiesz. A nie oszukujmy się, nikt nie ma życia bez problemów, każdemu w końcu umrze ktoś bliski, spotka poważna choroba itd. Z tym, czego teraz doświadczasz, jakoś tam istniejesz, ale to nie jest prawdziwe życie.
Jestem pewna, że masz w sobie ogromny potencjał, na pewno mógłbyś osiągnąć w życiu bardzo wiele, ale jeśli to będzie dalej tak wyglądało, to wszystko się zmarnuje... Chorób i zaburzeń psychicznych nie widać może fizycznie, ale nieleczone zmniejszają zdolności poznawcze! Nie chcę, żebyś czuł presję w związku z maturą, ona absolutnie nie jest najważniejsza, ale daje jednak pewną przepustkę do innego życia i chyba warto o to zawalczyć...