Czuję, że jestem na skraju wytrzymałości.
A pozornie wcale nie ma dramatu. Jakoś funkcjonuję. Wstałem, zrobiłem coś.
Ale tej nocy... Co za chore myśli.
Myślę o śmierci. Nie mogę odgonić się od wyobrażeń, że moja siostra umiera. Nie wiem dlaczego. Już dwa razy zajrzałem do niej, żeby posłuchać jak oddycha.
Nie wiem co mi jest. Tak strasznie chce mi się płakać
Myślę o tym, że nigdy nie będę już szczęśliwy. Może życie nie będzie ani trochę spełnione.
Myślę o swojej śmierci. Znowu przez głowę przechodzą mi wszystkie sposoby jak to zakończyć. Ale bałbym się.
Tej nocy boję się wszystkiego. Nie wiem co się dzieje.
Myślę o tym, że się nie pozbieram.
Nie będę tu pisać, kiedy odbędzie się wizyta u psychiatry. Nie będę znów zapeszać.
Jest bardzo potrzebna.
Dobrze, że o tym piszesz. Potem, jak takie straszne stany, zwłaszcza lęki, mijają, to mamy tendencję do umniejszania ich wagi. Ciężko wtedy zauważyć poprawę, kiedy zaczyna się wychodzić na prostą.
OdpowiedzUsuń