Są takie rzeczy, o których się nie mówi.
O piętrzącej się stercie brudnych ubrań.
O wszechobecnym syfie.
O tłustych włosach.
O bolącym pęcherzu, bo wstawanie do toalety jest tak trudne, że wstrzymuje się mocz jak najdłużej.
O mdłościach z głodu, które ponownie po prostu się przesypia, bo zrobienie jedzenia jest za trudne.
O niemyciu zębów przez tydzień.
O butelkach pod łóżkiem.
O brudnych prześcieradłach.
O tym, że czuje się, jak umierają szare komórki.
Już w pewnym momencie myślałem, że powoli przechodzi. Umyłem się, zmieniłem pościel, wyniosłem śmieci. Wsiadłem w autobus, żeby trochę wrócić do świata żywych, spotkać się z Mateuszem, przejść się.
Na przystanku straszny dyskomfort, po czterech przystankach początek ataku paniki. Dziękuję, do widzenia, wysiadam, wracam do domu.
I znowu jestem w łóżku. Z całą mocą dotarło, że zdecydowanie nie przechodzi. Przeliczyłem się tym razem.
Bo po jakimś czasie życia z tym czymś, cokolwiek to jest, już zna się pewne schematy.
Wiesz, że zacznie się niespodziewanym wstaniem po 15 godzinach snu, mimo że wcześniej zegar biologiczny się uspokoił.
Potem będzie bardzo szybko maleć energia, następny dzień już będzie całkowicie spędzony pod kołdrą.
Gdzieś tutaj przestaniesz odpisywać przyjaciołom, od tego momentu przez długi czas nie odezwiesz się do nikogo. Za chwilę zacznie się zarastanie brudem i bałaganem.
Następne w kolejności jest zupełnie załamanie, pocięcie się, myśli samobójcze, kilka dni absolutnej rozpaczy.
Potem będzie faza beznadziei, zapewne sie upijesz. Ten okres będzie wydawał się nie mieć końca. Może nawet wyjdziesz z domu, będziesz chodzić po odosobnionych miejscach i myśleć o przykrych rzeczach. Bo tu już wzrasta energia, ale myśli pozostają najgorsze.
Zaczniesz powoli odbierać telefony, ale tylko na krótkie i ważne rozmowy. Będzie przez ciebie przemawiać nienawiść do siebie.
Za jakiś czas wszystko zacznie się uspokajać i przestaniesz czuć cokolwiek. Będzie ci wszystko jedno. Za parę dni życie zacznie wyglądać normalnie, cokolwiek to znaczy. Spotkasz się z przyjaciółmi nie będąc wciąż do końca sobą, ale przynajmniej cię zobaczą.
Za kilkanaście lub kilkadziesiąt dni zacznie się za to faza zupełnie odwrotna, gdzie nie będziesz wcale potrzebował snu, produktywność osiągnie szczyt, a nastrój będzie tak dobry, że mógłbyś zorganizować niekończącą się imprezę.
I tak w kółko. Już tyle lat.
Głupie to.
Nie spodziewałem się, że dziś coś takiego napiszę. Chyba poczułem się samotny. Czasem lubię opowiedzieć coś klawiaturze.
Ale teraz, po raz kolejny tej doby, dobranoc. Chciałbym, żeby nic mi się nie śniło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw coś po sobie.