środa, 21 kwietnia 2021

Podmuch

Jestem wykończony huśtawką. Nie wiem nawet w jaką stronę to zmierza. Będzie teraz lepiej? Będzie gorzej?

Ostatnich parę dni to minimalne wzloty i upadki. Najbardziej pozytywne jest to, że zmusiłem się do nauki. Codziennie jeden dział. Teraz z całej siły staram się tego nie zaprzepaścić. Już nie mam czasu na przerwy.

Jeden dzień jest okej, następny już słaby. Naprawdę nic nie da się przewidzieć. 

Mam największe w historii zaległości w skrzynce odbiorczej. Dajcie mi jeszcze parę dni, odpiszę. Tak trudno się do tego zabrać.

Jestem bardzo zaplątany.

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Twarz

A dziś dla odmiany było źle. I nie wiem dlaczego. 

Poszedłem do lasu. Drzewa skrzypiały i trzeszczały, uginały się poruszane silnym wiatrem.

W pewnym momencie, już bardzo w głębi lasu, stanąłem na środku polany i pomyślałem, czy się tam nie powiesić. Tak po prostu.

Podobało mi się myślenie o tym. O przygotowaniu. O wiązaniu liny. 

Dlaczego? Dlaczego...

Nie wiem, jak napiszę tego posta. Trudno mi się wysłowić. Nie wiem, jak przekazać to, co mam na myśli.

Może nie wiem co mam na myśli.

I nie wiem po co to przekazywać.

Jest mi tak potwornie głupio. Moje uczucia nie mają sensu, nie mają prawa bytu.

Nic nie ma sensu.

Rozmyślania nie mają sensu.

Pisanie tutaj nie ma sensu. 

Już naprawdę nic mi to nie da. Treść postów się powtarza. Wiecznie to samo. Cały czas to samo, robię to samo, czuję to samo, cyklicznie, ciągle powtarza się stary schemat.

Wasze rady też się powtarzają. To oczywiste. Co innego tu mówić? To przecież jasne.

A ja, oczywiście, wiecznie ich nie słucham.

Może ja nie chcę być szczęśliwy. Może ja się sabotuję. Może ja nigdy nie pójdę na terapię. Może ja

Ja mam przede wszystkim siebie dość. Chciałbym teraz stracić przytomność i obudzić się, jak świat znowu będzie choć trochę zrozumiały.

*

Sen - 18 godzin. Jak sobie zażyczyłem, tak się stało. Wczoraj kilka minut po zamknięciu przeglądarki zgasło mi światło.

To była chora noc. 

Noc? Zasnąłem po południu, obudziłem się grubo po północy, nie wiedząc gdzie jestem. Potem budziłem się o świcie i przed południem. Śnił mi się ocean.

Jestem roztrzęsiony. Nie wiem co się dzieje.

*

Ja nawet nie zasługuję na śmierć. Samobójstwo byłoby śmieszne.

Mam zwykłą rodzinę, takie sobie relacje, dobre oceny, z daleka normalny człowiek.

ALE TAK MI TU ŹLE.

*

Będę się ciąć? 

Jestem od tego o włos. Już niedługo. Zawsze to przeczuwam.

Ten rollercoaster jest absurdalny.

Miałem potworną noc. Cały czas na skraju świadomości, więc przyszły omamy. Głosy, syreny, syczenie, melodie. Pod powiekami przerażające rozbłyski.

Wycieńczenie.

Opuszczam szkołę, znowu! Super!

Żałosne

*

Bezużyteczny śmieć. Teraz przypominam najgorsze jednostki, nieprzydatny margines, wegetujące coś.

Zużywam tlen i miejsce.

Czuję zabójcze wyrzuty sumienia, że w ogóle istnieję. Nie zasługuję. Nie powinienem.

*

Piszę to szósty dzień.

Za każdym dniem jest inaczej. Wstaję i nie wiem, nie przewidzę, co będzie. Rano jest dobrze, po południu dramatycznie, wieczorem dobrze, w nocy źle. Dowolne kombinacje.

*

Piszę to od tygodnia.

To tylko strzępki, kawałki, wyrzut nagłych myśli. Nie zredaguję ich. Po prostu wrzucę takimi, jakie są. Nie ważne, czy mają sens. 

Nic go teraz nie ma.


sobota, 3 kwietnia 2021

Synestezja

Jeszcze jeden dzień, kiedy wszystko było dobrze. Niesamowite.

Moje myśli nie były słowami, były raczej obrazami, muzyką, dźwiękami, oddechami.

Pastele na niebie. Wiatr huczący w uszach. Poezja.

Nie ma sensu artykułować zdań. To nie słowa, to barwy, to światło, to powietrze, to zapachy, to śpiew ptaków, to ślady zwierząt.

Ja tego opisywać nie chcę. Chcę tylko zapamiętać.

piątek, 2 kwietnia 2021

Puch

Dzisiaj pozwoliłem sobie niczym się nie martwić. 

Śpiew ptaków.

Cirrusy.

Dziś to nie są cirrusy. To są tylko chmury. 

Pierzyna na niebie.

Odpuszczenie.

Pozwoliłem wszystkiemu odpłynąć. Ciało wypłukane ze wszystkich natrętnych myśli. Każdy mięsień rozluźniony.

Błogość.

Popłakałem się z obezwładniajacego poczucia spokoju. 

Dziś jest bezpiecznie.

Zieleń. Słońce. Chmury. Ptaki. Ziemia. Krzewy.

Życie.

Docenienie.

Jak dziś przyjemnie patrzeć na białe futro kota.

Jaki miękki krajobraz staje przed oczami.

Jaka miękkość. Miękkość duszy i ciała.

Co za spokój. Jeden, jedyny dzień. 

Wspaniałe. Wspaniałe.

Łzy.

Tak dawno nie czułem się spokojny.

Jest mi tak dobrze, że aż boli.

Doceniam rozwieszone pranie, skrzynkę na listy, lampę przed domem. Jakże kocham widok za oknem.

Jakże kocham wielki orzech, pod którym siedzę.

Jak doceniam wszystko, co spłodziła ziemia. Jakże ja kocham wszystko, co żyje. 

Kocham dziś każdy promień słońca.

Najtrudniej jest kochać siebie. Ale dziś udało mi się przytulić moją duszę.

Mógłbym siedzieć tu do końca świata.

Chmury robią się różowe. 

Ja czuję się różowy. W końcu nie czarny, nie niebieski, nie szary. Dziś, przez chociaż jeden dzień, jestem różowy. 

Zaczynają kwitnąć stokrotki. Zakwitły moje fiołki.

To jest najbliżej szczerego szczęścia jak byłem od miesięcy. Teraz już może lat.

Niech ta chwila trwa.

Zamknę oczy i będę widzieć jeszcze nagie gałęzie na tle gasnącego nieba.

Zapalą się lampy ciepłym żółtym światłem. Będą jak świetliki.

A ja dziś usnę w spokoju. I będzie mi ciepło.

Nareszcie odrobina ciepła.

Nie chcę dziś niczego, co zdmuchnie ten płomień.

Przytuliłem siebie.

Jest ciepło. Ciepło.

Błogostan.