piątek, 19 marca 2021

Dryf

Leżę. Tylko leżę. Nawet nie byłem w stanie usiąść. Lekcji słuchałem w łóżku. 

Potem już nawet przestałem się na nie łączyć.

Nie wiem w sumie dlaczego. Byłbym w stanie, ale po prostu tego nie zrobiłem. Od kilku dni jestem na "chorobowym".

Odciąłem się trochę. Leżę w ciszy i samotności. Nie odpisuję przyjaciołom.

Chciałem pomyśleć, ale w głowie tylko pustka. Wszędzie pustka.

A nic się przecież nie dzieje, naprawdę. Żadnej rozpaczy, nic się nie wydarzyło, nic się nie zmieniło. Wszystko jest w normie. Dlaczego mam tak mało energii?

Nie czuję nic. Nawet złych emocji. Nic mnie nie przeraża, denerwuje, smuci. 

Jest 14:45. Oczy mi się już zamykają. Wstałem po 10tej.

Niechęć i zmęczenie.

Nie mam punktu zaczepienia. Nie dążę do niczego. 

Śmierć w środku życia.

10 komentarzy:

  1. O kurczaki w takim razie. Mam nadzieję, że z biegiem wiosennych dni czy innych czynników wrócisz do formy.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że będąc w takim stanie nie myśli się o tak przyziemnych sprawach, jak obowiązki, ich wypełnianie lub nie, ale czy Twoja sytuacja w szkole jest chociaż stabilna? Czy przygotowania do matury jakoś idą? O studia nawet nie pytam, choć pewnie masz jakąś wizję, ale raczej nie jest teraz czas na rozmowy na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to szczęście, że sytuacja w szkole jest w porządku. Może nie taka jakbym chciał, bo dla mnie wszystko poniżej perfekcji zawsze będzie niewystarczające. Ale obiektywnie patrząc jest dobrze. Nie narzekają nauczyciele ani rodzice. Do matury jestem praktycznie gotowy, oprócz tylko jednego przedmiotu i o to się martwię, ale ciężko jest się zebrać. Potwornie ciężko. Na razie jestem w fazie wstawania z łóżka. Myślę mimo wszystko, że dam radę. Dziwne to przeczucie, ale silne. Szybko nadrabiam. Niech ja tylko w końcu się ogarnę... Dziś znowu nie do końca się udało. Jutro próbuję od nowa.

      Usuń
    2. Musisz być bardziej inteligentny, niż mój mózg jest to w stanie ogarnąć, skoro mimo takich stanów nie zawaliłeś szkoły... Jak w ogóle mieć jakąkolwiek motywację do nauki i widzieć jej sens, skoro całe życie wydaje się go nie mieć?
      A perfekcjonizm nie prowadzi do niczego dobrego - coś o tym wiem. Ale chyba nie da się go pozbyć tak o, bez pomocy terapeuty. Zresztą, nawet z terapeutą jest mega ciężko, o tym też coś wiem, bo jestem w trakcie wypleniania swoich zapędów perfekcjonistycznych i idzie to najwolniej ze wszystkich zmian, nad którymi pracuję na terapii.
      Mam nadzieję, że ta matura będzie dla Ciebie początkiem lepszego etapu...

      Usuń
    3. To jest śmieszna sprawa. W gorszych okresach nie uczę się w ogóle i powstają zaległości, ale w tych lepszych, euforycznych, nadrabiam je z dużą nawiązką. Nawet jak czegoś nie nadrobię, to umiem wybrnąć tak, żeby zaliczyć. Szczerze mówiąc, to jest sztuką oparta głównie na zdobytych w tych lepszych okresach zaufaniu i sympatii nauczycieli. Zawsze byłem tym gnojkiem, któremu nauczyciele nieco odpuszczali, bo przecież "zazwyczaj umie, to tylko jedno potknięcie". Nie ukrywam, bardzo się cieszę, że tak jest.

      Usuń
    4. Hmmm... no tak, tego nie wzięłam pod uwagę. Zapomniałam już, jak to jest jechać na dobrej opinii u nauczycieli, bo jestem tak stara, że czasy szkolne to dla mnie prehistoria XD
      Czy u Ciebie w rodzinie chorował/choruje ktoś na chorobę dwubiegunową? Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, tak tylko pytam...

      Usuń
    5. Nie jesteś stara, masz tylko duże doświadczenie :)
      W rodzinie nikt nie ma dwubiegunówki, przynajmniej nie ma diagnozy. Ale nie widzę po zachowaniu najbliższych żadnych charakterystycznych objawów.

      Usuń
  3. Śmiej się, śmiej, zobaczysz, jak szybko zleci i zaraz sam będziesz miał 28 lat :P I na 100% też będziesz uważał się za starego, i to będzie dołujące, serio :( Niby człowiek wie, że jeszcze sporo może zrobić, ale to poczucie przemijalności potrafi dobić.
    To super, że nie ma żadnych przypadków! Obciążenia rodzinne w ch. afekt. dwubiegunowej mają mega znaczenie (o wiele większe niż np. w przypadku depresji w ch. afekt. jednobiegunowej), stąd moje pytanie. Mam nadzieję, że nigdy nie dostaniesz takiej diagnozy. W sumie, to ja liczę/łudzę się (i mega trzymam za to kciuki), że te zaburzenia nastroju, które teraz masz, są kwestią czasu i z nich "wyrośniesz"? (mam na myśli, że może są ściśle związane z okresem dojrzewania). Chciałabym, żeby tak było, ale chyba więcej w tym myślenia życzeniowego niż obiektywnego spojrzenia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie wiem. Czasem myślę, że to tylko dojrzewanie. Ale tak długo? Wiem, że każdy jest inny, ale nie znam żadnego rówieśnika, który wciąż miałby horomonowe huśtawki nastrojów. W podstawówce byłem przekonany, że te stany przejdą za jakiś czas. Potem w gimnazjum sądziłem, że powinny się powoli kończyć. Teraz kończę liceum... Końca nie widać. Nie wiem czy to normalne. Poczekam już do matury, a potem spróbuję się dowiedzieć u specjalisty.

      Usuń
    2. No właśnie, to, że to tak długo miałoby u Ciebie trwać też mi nie pasuje, ale tylko psychiatra jest w stanie obiektywnie ocenić, co tak naprawdę się dzieje. To nie jest takie proste, jak na ogół się myśli. Każdy człowiek jest inny, dużo zależy od wrodzonych, a chyba jeszcze więcej od nabytych cech charakteru, czyli od tego, jak wyglądało nasze dzieciństwo i jakie schematy myślenia z niego wynieśliśmy. Potem też może być różnie, jeden człowiek nie ma większych problemów wcale, a ktoś inny ma przejebane na każdym kroku.
      Domyślam się, że rozpoczęcie studiów będzie wiązało się u Ciebie z wyjazdem do jakiegoś większego miasta? U mnie właśnie przeprowadzka była tym, co pomogło w dotarciu do psychiatry. Nikomu nie trzeba się tłumaczyć z niczego (mam na myśli głównie rodziców) i ta świadomość pomaga, zwłaszcza na początku.

      Usuń

Zostaw coś po sobie.