Myślałem, że to szkoła generuje jakieś 70% moich problemów. Epidemia pokazuje, że nie potrzeba szkoły, żeby było źle.
Problem jest jednak we mnie.
Czuję się źle, wybitnie źle. Tylko przez jeden dzień cieszyłem się z wolnego, bo szkoła mnie dusiła. Teraz dusi mnie dom.
Niewygodnie mi wszędzie.
Wyklarujmy.
Kiedy pisałem o "Awarii", miałem na myśli próbę samobójczą Alka. Nie potrafiłem wtedy tego napisać wprost.
Dzieje się straszne gówno.
Nie widzieliśmy się miesiąc. Ostatnio chyba w szpitalu, kiedy już był w stanie usiąść.
Piszemy, jasne. To nie wystarcza.
On mi się cały czas śni, on zajmuje moje myśli, koło niego też kręci się wciąż jego była, a ja mam wszelkie podstawy żeby sądzić, że ich uczucie nie zgasło.
Będąc w szpitalu powiedział, że nie chce żadnych związków dopóki się nie ogarnie. Słuszne.
Wrócił do domu, jest chory, mieszka daleko, ma areszt domowy.
Najprawdopodobniej sporo kłamie.
Nie wiem, co się dzieje. Tak naprawdę nie mam pojęcia co mogę jeszcze zrobić. Nie dam rady. Tracę go.
Bywam zły, nawet często. Bywam zawiedziony.
Nie ciąłem się od dwóch tygodni, nie czuję potrzeby. To dobrze, bo nie mam już za bardzo gdzie.
Trochę piję. Mam ochotę więcej.
Żałuję wielu rzeczy.
O! Wiem jak się czuję. Nierealnie. Szczególnie teraz, w tej chwili.
Czuję się, jakby to wszystko było scenariuszem jakiegoś słabego serialu, który naprawdę męczy swoim tragizmem.
Nie chce mi się żyć. Teraz widzę. Po napisaniu tego zdania poczułem to w pełni.
Nie ma żadnych przyjaciół. Przynajmniej nie mogę nazwać przyjaciółmi tych, którzy zapewne tak o sobie myślą. Właściwie ci najodleglejsi są teraz najbliżej. Już wy wiecie, że o Was mówię.
Tu jest moje miejsce, w tej czarnej dziurze. I w snach. Nie chcę zamykać tej karty, wracać do prawdziwego życia. Tego posta mógłbym ciągnąć w nieskończoność, jeśli to odciągałoby mnie od poranka, od tych kilku ludzi, którzy są obok chyba tylko z przyzwyczajenia.
Waham się. Z Waszej perspektywy to pewnie zabawnie wygląda, te posty. Ale tak jest naprawdę.
Dzisiaj byłem na spacerze żeby nie oszaleć. Niebo miało jego kolory.
Bo musicie wiedzieć, że napisałem mu wiersz, opisując go jako fiolet, róż i brąz. Ja też mam teraz ciarki zażenowania.
I patrząc na to niebo aż ciężko mi się oddychało. Moje płuca zapadały się w sobie, klatka piersiowa wgniatała się do środka, mógłbym czuć swoje żebra. Z uśmiechem to wszystko.
Brakuje mi najbardziej dwóch rzeczy: bliskości i "kocham cię". On tego już nie mówi. Ja czuję, że też nie powinienem.
Z drugiej strony, poza tą przygniatającą miłością jest też duży zawód. Złość.
Coś czuję, że jutro nie odezwę się do nikogo. Pora na izolację. Tak mam czasem.
Kwarantanna uczuciowa.
Nie chcę jeszcze iść. Chciałbym Wam to mówić w czasie rzeczywistym, chciałbym z Wami pogadać. Jeszcze częściej niż teraz, dłużej. W Was teraz widzę przyjaciół.
Nie czuję związku teraz z nikim, z kim mam konwersacje na Messengerze. To wy wiecie o mnie wszystko, to wy rozumiecie, to wy to podzielacie.
Oni nie mają pojęcia. Oni wydają się nierealni.
Mam ochotę się poddać. Mam straszny mętlik, mieszane sygnały, mieszane uczucia.
Brakuje tylko wódki mieszanej z colą.
Tak. Tylko to chciałbym mieć teraz mieszane.
Nie wiem co zrobię jutro, właściwie dziś. Głodówkę pewnie. Już dzisiaj zrobiłem przymiarkę, jeden posiłek. Było bezproblemowo.
Nie mogę patrzeć na siebie, ale paradoksalnie teraz moja twarz doprowadza mnie do płaczu. Na to głodówka nie pomoże.
Może ja się mu przestaję podobać. Nie byłbym w ogóle zdziwiony.
Właściwie to tak pewnie jest.
Fuj.
Ten post to bezsens, to informacyjny rzyg. Informacji które nikogo nie obchodzą. Ale ja muszę sobie je uporządkować.
Starzeję się. Lubię plany i przyporządkowania.
W każdym razie czuję, że wciąż czegoś tu brakuje. W tym poście jest za dużo wszystkiego, a nic tu nie ma.
Dawno nie miałem tego czegoś w rodzaju manii.
Za to przedwczoraj atak paniki, odrobinę wcześniej omamy.
Fajnie. Lubię jak coś się dzieje.
Nie chcę klikać "opublikuj". To będzie równoznaczne z zakończeniem tego Łukasza i powrotem do tego kogoś zupełnie innego, a równocześnie identycznego.
O tak. Życie Łukasza i Osoby Prawdziwej znaczenie się różni i jest też takie samo.
Osoba Prawdziwa. To brzmi strasznie.
Aż zachciało mi się wymiotować.
Nie chcę iść. Jest 3:35 i bolą mnie oczy. Popłaczę się, kiedy zamknę przeglądarkę. Nie umiem płakać.
Troszkę to wszystko już mi wchodzi na psychikę.
Z każdym zdaniem coraz bardziej.
Jest 3:42. Musiałem się trochę zastanowić nad tym co napisałem i tym, co chciałem dopisać.
Szaleję. Niestety.
Jak to się skończy?
Bardzo trudno czyta mi się tego bloga i to nie dlatego, że według mnie jest słaby czy śmieszny. Jest prawdziwy. Przedstawia rzeczywistość, od której tak bardzo próbuję uciec. Nie chcę mówić, że rozumiem, bo prawda jest taka, że nikt nigdy do końca nie zrozumie, ale jestem blisko zrozumienia i to ta bliskość jest przerażająca. Nie chcę wypowiadać pustych słów pocieszenia, bo one nic nie dają, tylko denerwują. Powiem tyle: podziwiam.
OdpowiedzUsuńCóż tu podziwiać?
Usuń1. Według mnie to o czym piszesz nie jest łatwe; to nie są sklecone na prędce dwa zdania a tekst, który porusza serce
Usuń2. Szczerość
3. Ludzie tracą umiejętność mówienia o emocjach, a Ty wyrażasz je w sposób klarowny
4. I wiele innych, których nie potrafię nazwać
Rozumiem.
UsuńUmiejętność wyrażania emocji jest cholernie trudna do pielęgnowania. Ja potrafię już tylko w formie pisemnej, co tutaj widać.
Trochę się nawet cieszę kiedy piszesz, że tekst porusza serce. Zawsze chciałem poruszać. Okazuje się, że nawet nie muszę zmyślać jak pisarze fikcji. Chociaż to może nie jest dla mnie najlepsze.
Wolałbym, żeby to wszystko była fikcja.