środa, 13 stycznia 2021

Sufit

Wczoraj miałem jednoosobową imprezę z winem, papierosami i psychodelicznym rockiem. To było wspaniałe. 

Nie mam pojęcia jak się czuję. Jestem chyba w "zmianie faz". Wiruję między euforią i smutkiem.

Z jednej strony wszystko jest całkiem w porządku, funkcjonuję zaskakująco dobrze. Uczę się i chodzę na spacery, sprzątam, czytam. Dzień kończę z poczuciem zadowolenia, że nie byłem bezużyteczny. A to dużo jak na mnie.

Z drugiej strony... Nie umiem zasnąć bez napicia się. Siadam sam z butelkami i swoimi myślami. A one stają się dziwne. Zaczyna się powolne osuwanie w spiralę autodestrukcji. I znowu ból wydaje się być słodki. Niszczenie siebie daje chorą satysfakcję.

Dlatego boję się końca ferii. Boję się, co zrobię, kiedy nie będę mógł już codziennie pić.

Znowu nie wiem jak skończyć.

Enter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw coś po sobie.