Zazwyczaj gdy tu jestem, to czuję coś mocno, dokładnie, przejrzyście. Tym razem czuję za dużo. Nie wiem jak zacząć.
Może to jednak pomóc mi się rozplątać.
Znowu widywałem rzeczy, których nie widzą inni.
Chyba już wiem czemu.
Ostatnim razem kiedy tak było, byłem w stanie wielkiego napięcia.
Teraz też tak jest. Właściwie było.
Teraz napięcie było związanie z nim.
To rollercoaster.
Silny zachwyt i brak tematów w jednym.
Romantyczność i chłód.
Bliskość i obcość.
Związek nie jest tylko całowaniem i trzymaniem za rękę. To jest też wsparcie, którego ja nie potrafię dać.
To jest rozmowa. Nie potrafię rozmawiać.
To jest czułość, pocieszenie. Nie umiem.
To działo się zbyt szybko.
Zjebałem.
Raz dałem mu pokaz tego, co się ze mną regularnie dzieje od lat.
Nie lubię tego. Nienawidzę.
To jest faza szczytowa z gwałtownym spadkiem w pakiecie.
W samym grudniu były aż dwie.
Mania, miłość, podbój świata. Przyjaciele. Przyjaciele. Potem są turbulencje. Przyjaciele to chuje. Jest śmiech. Jest złośliwy śmiech. Jest ironia. Jest okropne oblicze.
A potem uświadomienie.
Ja jestem chujem.
I spadek.
Bolesny, gwałtowny, krwawy spadek z dużej wysokości.
I tym razem on był świadkiem rozgrywania się całej tej długiej sceny, od chwili gdzie wszystko było w najlepszym porządku, najlepszym jaki może być, aż do chwili, kiedy zniknąłem.
Zawsze potem znikam.
Mateusz już przestał zwracać uwagę. Już się nie przejmuje od dawna.
Ale teraz Mateusz nie wiedział, nie widział. Widział on.
On się martwił. On widział to po raz pierwszy.
Potem oczywiście pociąłem się jak zwykle, teraz w końcu w miarę porządnie. Blizny zostaną na dość długo. Przy dotyku wciąż bolą.
On tego nie zobaczy. Tego nie zobaczy nikt. Bardzo dobrze.
On za to ma cholerne diagnozy, i ja mu nie pomagam.
Ja go zamartwiłem jeszcze gorzej.
Niczego tak nie żałuję jak tego, że on to widział.
Słuchał mojego wywodu. Wielkiej cholernej improwizacji.
Na końcu też jest porażka.
I było z nami różnie, ale tym zjebałem sprawę. Popsułem to. Wkroczyliśmy na ewidentnie złą ścieżkę.
Powiedział mi, że muszę rozmawiać. Że nie dam rady, do terapii kawał czasu. Mam rozmawiać.
No nie. Nie da się.
Nie potrafię.
Już powiedziałem za dużo i żałuję piekielnie.
I wiecie co wymyślił ten człowiek?
Posiedzenie z Mateuszem w trójkę. Miałem mówić. Miałem mówić wszystko, co było przez ostatnie miesiące przemilczane.
On jest za dobry.
No i doszło do spotkania. Siedzieliśmy trochę przy piwie, Mateusz próbował chyba sprawić wrażenie, że coś go obchodzę. Parę razy zapytał, czy zacznę w końcu mówić. Alek patrzył na mnie. Chciał, żebym się otworzył.
Ja jestem zamknięty na tysiąc kłódek.
Poszedłem do domu.
Rozjebałem tym wszystko.
"Jak chciałeś stworzyć relację, jeśli nie chcesz rozmawiać?"
Nie wiem. Nie wiem.
Nie wiem co czuję. Ty przyznałeś, że też nie wiesz do końca.
Nie było dobrych wyjść.
Nie potrafię próbować dalej. Nie mogę zmuszać się do robienia z tego czegoś więcej zanim w ogóle zbudujemy porządną przyjaźń.
Moja wina.
Wszystko jest moją winą.
Od początku prowadziłem to źle.
Każde moje posunięcie było złe i każde wyjście wczoraj było złe.
Zdecydowałem się na krok w tył.
Sprawiłem ci przykrość. Wiem.
Bo ja tylko zawodzę. Tylko krzywdzić umiem.
Cokolwiek jednak bym zrobił, byłoby ci przykro.
Nie wyobrażam sobie moich dalszych nieudanych prób bycia normalnym i twojego bólu w oczach.
Zawodzę na każdej płaszczyźnie.
Wszystko było złe.
Może i to był egoizm. Krok w tył dał mi odrobinę luzu. Odetchnąłem. Zwolniłem.
Chciałem cię uszczęśliwić, wyszło odwrotnie.
Wiem, że chciałeś wręcz przyspieszyć. Ja nie mogę.
Myślę, że po prostu się nie nadaję.
Nie mogę żyć w relacjach. Jakichkolwiek. Moje wszystkie przyjaźnie są teraz gówno warte. Wszystko niszczę.
Wszystko się spłyca.
Powinienem żyć pod kamieniem.
Wróciły mi myśli samobójcze. Na razie tylko trzymałem te tabletki w garści. I tak by nie wystarczyło.
Chciałem tylko poczuć kontrolę. Mieć chwilowe chociaż wrażenie, że mam w ręce narzędzie kontroli.
Kiedyś nie chciałem żyć. Teraz myślałem o zabiciu się, bo życie skomplikowało się i czułem brak bezpieczeństwa, brak kontroli. W śmierci widziałem jedyne wyjście, chociaż umierać nie chcę.
Tak mam raz na parę dni. Ale to nic. Naprawdę nie jest to najgorszy stan, w jakim mogę być.
Zabawne.
Nie przejmuję się planowaniem samobójstwa.
Nie wiem, co teraz będzie.
Było ci przykro, ale chcesz się przyjaźnić. Widziałem, że masz nadzieję.
Będziemy iść teraz powoli.
Brzydzę się sobą, że ci to zrobiłem.
Ale nie potrafię.
Nie potrafię nic.
I jestem egoistą.
Może i dałbym radę, gdybym się przełamał.
Tylko przysięgam, że te łańcuchy ciężko przełamać. Bardzo ciężko.
Teraz czuję, że napięcie powoli ze mnie schodzi.
Może to coś da.
Może włożyłem na siebie zbyt dużą presję.
Tak właśnie sądzę.
Co nie znaczy, że nie jestem świnią.
Jestem cholernym chujem.
Zastanowię się jeszcze nad tymi tabletkami.
Byłoby prościej nam wszystkim. Tylko pierwszy tydzień byłby ciężki.
Potem nie byłoby się już o co martwić.
Nie zrobię tego.
Doskonale wiem.
Tchórz.
Żałosny, żenujący tchórz.
I tak w pętli.
Nie wiem, jak to zakończyć.
Dziś puenty brak.
Brak zakończenia.
Bo ja się tak czuję. Niezakończony.
Trzeba mi czekać kolejnych dni.
Boli mnie, że mówisz o sobie takie złe rzeczy. Z drugiej strony - podoba mi się to, co tutaj piszesz.
OdpowiedzUsuńŹle mi, a wtedy te słowa same się wylewają.
Usuń