wtorek, 13 listopada 2018

Złość/Strach

Pierwszy krok jest najwidoczniej decydujący.

 Raz wdepniesz w to gówno, a nigdy już z niego nie wyjdziesz.

 To znowu ja.

 Znowu tutaj.

 Zacznijmy już, bo znów wszystko skasuję.

 Od załamania się dzielą mnie godziny, może dni.

 Potrafię to wyczuć. Nie pomyliłem się ani razu przez te wszystkie lata.

 Wiem, że zniszczę swoje ramiona, kostki i obojczyki, może brzuch.

 Chcę tego.

 Nikt nie zobaczy.

 A tu jest jedyne miejsce, gdzie mogę się tym podzielić.

 Mam przyjaciół.

 Ale nie powiem im już nic.

 Ani słowa.

 Niemoc, obrzydzenie sobą jest za duże. Powiedziałem już dużo. Pracowałem nad tym.

 Jeszcze wyraźniej widzę niechęć.

 Nie mogę się im zwierzać. To żałosne.

 Natychmiastowa reakcja mózgu.

 Zamknij. Kurwa. Mordę.

 Mózg przekłamuje rzeczywistość.

 Prawdopodobnie wcale nie patrzą przez ułamki sekund z litością, nie przewracają oczami, ale ja to widzę.

 Nie mogę im mówić.

 Nie potrafię.

 Nigdy nie potrafiłem, a próbowałem.

 Teraz już nie.

 Najczęstsze słowo: żałosny.

 Takim się określam.

 Czekam na odpowiedni dzień. Może to będzie jutro, może pojutrze.

 Czuję zimno stali, na pamięć znam kształt.

 Było pięknie. Wakacje były piękne. Zupełnie inne od tamtych pamiętnych, rok temu.

 Mam rodzinę.

 Kocham ich nad życie.

 Życie?

 Mam koszmary.

 Koszmary, w których znów nie mam ojca, matka mnie nienawidzi, siostra zalewa się łzami.

 Mam ataki paniki.

 Już rozumiem, Mateusz. Wszystko rozumiem.

 Co za chore gówno.

 Nie przypuszczałem, że to mnie spotka.

 Ale zawsze tak sądzimy, prawda? Dopóki za dzieciaka nie dowiesz się, że tata nie wróci, chociaż rozwody były dla ciebie fikcją w telewizji. Dopóki nie zakrwawisz pościeli, chociaż tylko dziewczyny cięły się i wrzucały zdjęcia na Tumblr. Dopóki nie wyrzygasz garści leków, chociaż zabicie się nigdy nie wchodziło w grę.

 Kurwa, to był błąd.

 Chcę pozostać tym Łukaszem na zawsze.

 Zezwierzęconym stworzeniem w swojej norze.

 Powroty do zdrowia kosztują wiele, ale gdy nagle ze szczytu spadasz na samo dno, to boli.

 Nie. Da. Się. Wytrzymać.

 Nie było warto.

 Kilka dobrych chwil.

 To wszystko na nic.

 Wracam do ciemności.

 PO CHUJ TO MI BYŁO?

 JAK IDIOTA CHODZIŁEM DUMNY. "WYLECZONY". "SZCZĘŚLIWY".

 CO ZA BÓL.

 Znów umieram.

 Mam dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw coś po sobie.